piątek, 23 stycznia 2015

Rozdział 12





      Obudził mnie promyk słońca, który nieśmiało przebijał się przez zasnute chmurami niebo i wpadał do pokoju przez na wpół zasłonięte okno. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się po sypialni Tao i Xiumina.
Była całkiem spora. Ściany były pomalowane na żółto i pomarańczowo. Stonowane, ciepłe i nie rażące kolory. Stały tutaj dwa biurka, na każdym z nich laptop i kilka różnych rzeczy, takich jak kartki samoprzylepne, długopisy i inne takie. Poza tym były tam półka z książkami, spora szafa, dwie pufy, drewnianą podłogę zdobił czarno-biały dywan, duże okno przysłaniała biała firanka. Pokój był nowoczesny i przytulny,  jak z resztą cały dom.  Znajdowała się tam także komoda i piętrowe łóżko. Na którym leżałam sama. No tak, przecież oni poszli do szkoły… Na małym nocnym stoliku obok łóżka był mały talerzyk z ciasteczkiem, a pod nim liścik. Usiadłam na łóżku, wzięłam do ręki zapisaną kartkę papieru i gryząc przepyszne ciastko zaczęłam czytać. Nie było tego dużo. Tylko:

„Hej. Jak się czujesz?? ^^
Mam nadzieję, że się wyspałaś,
bo będziesz musiała pilnować
Emi i Krisa, który został, by się wami opiekować.
Tylko nie znęcaj się nad nim za bardzo ;)
Wrócimy po 14:30. Miłego dnia, mój Lisku :*

               Twój Xiumin <3”

Nie mogłam się nie uśmiechnąć. To było takie urocze i… romantyczne?
Tak, zdecydowanie to było romantyczne.
Spojrzałam na zegarek (stał na komodzie). Była 09:30. Całkiem długo spałam… Wstałam, przeciągnęłam się, wzięłam moją torbę i poszłam się ogarnąć.
Chłopcy uznali, że wezmą z mojego „domu” dla mnie tylko czysty T-shirt , bieliznę (ciekawa jestem, jak długo jej szukali i jak długo ją wybierali…) i jeansy (te, które miałam wczoraj podczas walki mi się podarły…). Gdy doprowadziłam się do porządku, zeszłam na dół zjeść śniadanie. Schodząc po schodach usłyszałam głosy dochodzące z kuchni.
Emi i Kris siedzieli przy stole pijąc cappuccino.
Zawahałam się.
Bałam się reakcji Zwinnej. Co jeśli mnie nienawidzi? Przecież bardzo ją skrzywdziłam. Co prawda, nieświadomie, no, ale jednak… Zobaczyła mnie. Natychmiast zerwała się z miejsca i z krzykiem rzuciła się na mnie.
- Alice! Nic ci nie jest? Jesteś cała? Miałaś nie brać na poważnie tego „nigdy więcej nie walcz z NNr beze mnie”!  - mówiła dusząc mnie.
- Ehehe… Już dobrze. Nic mi nie jest… Emi… D-dusisz… Emi.. Emi!! Nic mi nie jest, ale za chwilę mi będzie, bo mnie udusisz! – gdybym miała czym oddychać, to bym wybuchła śmiechem.
Gdy już mnie puściła, przywitałam się z Krisem, który próbował ukryć swoje rozbawienie.
No jasne, przecież widok dziewczyny nieświadomie duszącej drugą dziewczynę jest przezabawny… 
W każdym razie, zajęłam miejsce obok niego i naprzeciwko Emilii. Kris od razu wstał i spytał, co chcę na śniadanie. Powiedziałam, że jest mi obojętnie i żeby sam coś wybrał.  Zrobił mi po prostu tosty. Były dobre… Nie aż tak, jak D.O, ale smakowały mi. Oczywiście nie powiedziałam tego na głos, bo Kris by się zasmucił, zezłościł, albo wybuchnął śmiechem. Z nim nigdy nic nie wiadomo… Niby taki elegancki i zimny mężczyzna, a tak naprawdę to duże naiwne dziecko, które często dziwnie się zachowuje, przy czym rozśmiesz wszystkich dookoła…
Tak… zdążyłam już ich poznać tak dobrze, że mnie nie zaskakiwali… zazwyczaj. Czasami każdy z nich ma takie pokręcone pomysły, że nikt nie jest w stanie ich przewidzieć, nawet oni sami…
I za to ich kocham.
A-ale nie w tym sensie… znaczy…  kocham ich jak braci (których z resztą nigdy nie miałam… i mieć nie będę…). Z nimi nie można się nudzić, zawsze coś robimy, nigdy nie jest cicho, nawet jak nic nie mówimy… Teraz akurat było cicho… Gdy skończyłam śniadanie było koło 10:00. Szybko umyłam zęby i wróciłam do kuchni. Kris chciał z nami coś omówić.
- Więc? O co chodzi? – spytałam zaciekawiona.
- Cóż… Martwimy się o was. – zaczął powoli, ostrożnie dobierając słowa. - Za dużo nieszczęść, niebezpieczeństw wam się przytrafia.
Obie milczałyśmy. To była prawda, nie było czego ukrywać. Straciłyśmy przyjaciółkę, zostałyśmy zaatakowane (ja nawet dwa razy), prawie się utopiłam, Emi została poważnie ranna.
- Rano mieliśmy zebranie EXO. – kontynuował Latający. – Długo rozmawialiśmy o waszej sytuacji, trochę się pokłóciliśmy i ustaliliśmy, że powinniśmy wam jakoś pomóc.
Spojrzał nam w oczy. Nie wiedział, jak się do tego zabrać, widocznie ten temat sprawiał mu trudności. Ciekawe, o co mu chodziło…
- Tak… Wymyśliliśmy, że… - postanowił przejść do sedna sprawy. - Że mogłybyście tutaj zamieszkać.
Wpatrywałyśmy się w niego całkowicie zaskoczone. Zamieszkać z EXO…?
- Z nami. Eee… tak. Miałybyście tutaj razem pokój, ten sam, co wcześniej. Tylko musimy znać waszą opinię. Czy chciałybyście się do nas przeprowadzić?
Wymieniłyśmy z Emilią spojrzenia.
Czy chciałyśmy??
Chwilę się zastanawiałyśmy, później zgodnie stwierdziłyśmy.
- Tak! –powiedziałyśmy jednocześnie.
- Oczywiście, że chcemy tu mieszkać! – Emi nie posiadała się z radości. - Nie będę musiała dzielić jednego pokoju z… z nią… - skrzywiła się na wspomnienie o Yuki, ale zaraz potem się rozpromieniła.
- Byłoby cudownie, gdybym z wami mieszkała, tylko… - uśmiechnęłam się smutno. - Wątpię, by nauczyciele mi na to pozwolili… Przecież ja nawet nie mam współlokatora…
- Zgodzą się. – odezwał się z pewnością w głosie Kris. - Jak tylko zobaczą moje wspaniałe zdolności Wu Shu, to od razu podpiszą dokumenty, a nawet sami będą przenosić wasze rzeczy.
- Ty i Wu Shu? A czy przypadkiem nie miałeś na myśli Tao…? – zapytałam rozbawiona.
- Nieee… - próbował być poważny, ale coś mu nie wyszło. Chwilę później cała nasza trójka tarzała się ze śmiechu po podłodze kuchni. A nie mówiłam, że nie da się z nimi nudzić? Nawet, jeśli jest tylko jeden z nich…

~~*~~

Popołudnie tylko z Krisem i Emi minęło nam bardzo przyjemnie. Kris opowiadał nam o lataniu. Byłyśmy bardzo ciekawe, jakie to jest uczucie.
To znaczy, ja byłam ciekawa, bo Emi już raz z nim leciała… Ja wtedy doznałam zaszczytu teleportowania się (straszne zawroty głowy + wykręcenie żołądka… nie polecam…). Kris zaproponował mi lot, ale na dworze było zimno, a ja nie miałam zamiaru szybko opuszczać tego domu.
Czułam się tutaj bezpieczna.
Poza tym rozmawialiśmy o EXO. Zawsze mnie zastanawiało jakie są między nimi relacje, więc spytałam o to Krisa.
- Wiesz… Jesteśmy dla siebie jak bracia, ale jesteśmy dalszymi kuzynami.
- Naprawdę? Jesteście spokrewnieni?
- Tak… Mamy wspólnego pradziadka.
- Opowiesz nam? – prosiła Zwinna.
- Proszę! – dołączyłam się i zrobiłam słodkie oczy.
- Prooooszę!
- Kris, prosimy…
- Dobrze, dobrze. Opowiem. – zaśmiał się i zaczął opowiadać. - Hmm, zaczęło się od naszego pradziadka. Był bardzo potężny. Miał dobre serce, pomagał zwykłym ludziom i przez to nazywali go ich „Drzewem Życia”.  Tak na marginesie, działał głównie w Korei Południowej i Chinach. Wracając, miał on wszystkie dwanaście naszych mocy, każda z nich na najwyższym poziomie siły –są różne poziomy mocy żywiołów. Potem spotkał naszą prababcię, ożenił się i miał dwóch synów. Jeden na stałe pojechał do Chin, drugi został w Korei. Każdy z nich posiadał sześć mocy. Ten pochodzący z Korei miał: wodę, światło, ogień, wiatr, ziemię, teleportację, ten z Chin: latanie, zamrażanie, elektryczność, telekinezę, uzdrawianie i kontrolę czasu. Potem każdy z nich spotkał swoją kobietę, pobrali się i mieli po sześć dzieci, każe po jednej mocy. Dwójka synów Chińskiego potomka „Drzewa Życia” przeprowadziła się do Korei, ale gdy urodzili się Xiumin i Chen, wrócili do Chin. Ja przez jakiś czas mieszkałem jeszcze w Kanadzie. Potem, gdy dorośliśmy na tyle, żeby iść do szkoły, ja, Xiu, Lay, Tao, Luhan i Chen przyjechaliśmy tutaj z Chin,  Suho, Baekhyun, Chanyeol, Kyungsoo, Kai i Sehun spotkali się w Seulu, a stamtąd przybyli do szkoły. Spotkaliśmy się wszyscy razem i mieszkamy w jednym domu. A nasz pradziadek zmarł jakieś 30 lat temu… To tyle. –zakończył z uśmiechem  Kris.
- Wow… Macie ciekawą historię rodzinną… Nie wiedziałam, że jesteście kuzynami… - powiedziałam. Nie mogłam zaprzeczyć, że bardzo zaciekawiły mnie ich korzenie.
- Kto to Kyungsoo? – spytała Emi.
- To D.O. Kyungsoo to jego imię, ale jest trochę za długie.
- Aha. – Zwinna pokiwała głową, na znak, że rozumie.
- A u was jak jest? Macie jakieś ciekawe rodzinne historie?  – tym razem to on się zaciekawił tematem naszych rodzin.
- Ekhem, ekhem. – Emi postanowiła opisać nam jej barwną rodzinkę. - Więc… Ja mam dziadka, babcię, mamę, tatę, dwa klony i psa. Poza nimi wszyscy nie żyją. I tylko ja, moja mama i babcia jesteśmy Zwinnymi. I tyle. Koniec. Nie mam niezwykłej historii rodzinnej. Tylko zbuntowany ojciec, inteligentny inaczej pies i wkurzający bliźniacy. – zaczęliśmy się wszyscy śmiać, ale ja po chwili przestałam.
Uświadomiłam sobie, że teraz to ja będę musiała opowiadać. Nie można powiedzieć, że historia rodziny Monroe nie jest ciekawa, ale jest smutna, mroczna i przesiąknięta krwią. Nie lubiłam o niej mówić. Tylko przypominała o moim wyodrębnieniu, inności, samotności… I podkreślała wielkie niebezpieczeństwo mojej rodziny… No trudno… muszę im powiedzieć, bo nie dadzą mi spokoju…
- Alice, twoja kolej. I nie waż się odmówić.  – Emi jakby czytała mi w myślach.
- Dobra… Już mówię. – wzięłam głęboki oddech i zaczęłam opowiadać. - Historia klanu Monroe sięga aż do starożytnego Egiptu. Członkowie Przeklętego klanu byli niezwykle potężni i w tych czasach byli nazywani  kapłanami, zajmowali posady w różnych świątyniach. Po upadku Egiptu klan Monroe rozpierzchł się po całym świecie. Byliśmy w Grecji, Rzymie, Galii, na ziemiach Słowiańskich, Celtyckich i jeszcze wielu innych. Nigdy nie było nas dużo, myślę, że  koło stu osób na pokolenie. Ta liczba przez jakieś 5 tysięcy lat nie malała, ale też nie rosła. Pod koniec średniowiecza głowa naszego rodu (znajdował się wtedy w Wielkiej Brytanii) w trakcie walki z NNr, którzy już wtedy działali, przez przypadek śmiertelnie zranił bratanka króla (Wilka). Król wpadł w szał. Skazał Przywódcę Przeklętych na śmierć, a za głowy reszty klanu obiecał ludziom i NN nagrody. Zaczęło się wielkie polowanie na Magów Krwi. Tak na marginesie, przez ten incydent ludzie twierdzą, że Wilkołaki i Wampiry są odwiecznymi wrogami. Pomylili nas z Wampirami, bo mamy związek z krwią… A przecież Wampiry ją piją, a nie nią walczą… Wracając, do tego wypadku mój klan był szanowany przez wszystkie istoty. Oprócz NNr. Za wszelką cenę chcieli, by któryś z Monroe  przyłączył się do nich, ale jeszcze żaden Mag Krwi nie zdradził NN. A po tym wypadku staliśmy się gorsi od NNr, chociaż to nie my dążyliśmy do zniszczenia ludzi. My pomagaliśmy ludziom. Pomagaliśmy innym nadnaturalnym. A przez jeden wypadek staliśmy się niczym więcej, niż bestiami, na które się poluje. Ukrywaliśmy się przez kilka wieków, nasza liczba drastycznie malała. Chociaż tamten król umarł kilka lat po wydaniu tragicznego dla Monroe rozkazu, NN ciągle nas szukali, by się zemścić. W połowie XX wieku z potężnego rodu zostało nie więcej niż dziesięć osób. Wtedy nowopowstały Rząd Nadnaturalnych zabronił zabijania Przeklętych Magów, objął ich ochroną, ale także byli pod jego stałą kontrolą. Powoli nasz klan zanikał, aż w końcu została tylko jedna para Magów Krwi. 16 lat temu urodziła się trzecia, jedyna na całe pokolenie dziedziczka Przeklętej Krwi… Ja. Z potężnego rodu Magów zostały tylko trzy osoby. Mój ojciec, mama i ja…
Tym (ta, jasne...) dramatycznym akcentem zakończyłam swoją opowieść.
Zdecydowanie nie lubiłam opowiadać tej historii… Kris i Emi słuchali w milczeniu, teraz też się nie odzywali.
Po dłuższej chwili Kris się odezwał.
- No… to konkurs na najlepszą historię rodzinną wygrywa… Emilia!! W nagrodę możesz nam zrobić popcorn. – z uśmiechem na ustach zaczął uciekać przed Zwinną, która ze śmiechem i krzykami goniła członka EXO z wielką chęcią uszkodzenia go. Nie mogłam wytrzymać i zaczęłam śmiać się jak obłąkana.
A co najgorsze, nie mogłam przestać… Chyba głupawki dostałam…
W pewnym momencie drzwi domu się otworzyły i weszło przez nie jedenastu chłopców z Suho na czele. Wszyscy stanęli nad nami i gapili się kompletnie zaskoczeni. Zastali nas tarzających się ze śmiechu po podłodze. Dodatkowo Kris trzymał się za kostkę, którą Emi mu uszkodziła podczas ich gonitwy.  Zupełnie nie było po nas widać tego, że jeszcze wczoraj wieczorem byłyśmy całe poharatane i ledwo żywe.
Po kilku chwilach zaczęłam dochodzić do siebie, a EXO, pozostawiając sprawę bez komentarza (w końcu sami często tak wyglądali), rozeszli się do swoich pokoi, by zostawić tam swoje plecaki. Gdy wreszcie przestaliśmy się śmiać, od razu poszłam do Xiumina.
Tak bardzo chciałam go zobaczyć… Wpadłam do jego pokoju i rzuciłam się mu na szyję.
- Xiumin… - z uśmiechem na twarzy się w niego wtuliłam.
- Hej, Lisku. Jak ci się spało? – on także się uśmiechnął.
- Hmm… Świetnie. A tobie? – spytałam i mocniej go objęłam.
- Wprost wspaniale. – Spojrzał mi w oczy i dodał. - Wspaniale, bo byłaś ze mną. – powiedział i mnie pocałował. Och, jak ja go kochałam… To było naprawdę urocze. Spędziliśmy jeszcze trochę czasu ciesząc się tylko swoim towarzystwem, ale musieliśmy wrócić do salonu i porozmawiać z resztą.
Mieliśmy przecież omówić szczegóły akcji „Emi i Alice mają mieszkać u nas” (Kris wymyślał nazwę). Zeszliśmy więc niechętnie do salonu, po drodze jednak wstąpiliśmy do pokoju mojego i Zwinnej. Musiałam podłączyć telefon do ładowania, bo bateria mi padała.
Zastanawiałam się, jak wyglądają pokoje pozostałych. Wiedziałam tylko, że są to pokoje dwuosobowe, ale byłam tylko u Xiumina i Tao (no i u nas). Ściany naszego pokoju (mojego i Emi) były w takich samych kolorach, w  jak moim poprzednim, czyli w zielonym i kawowym, podłoga natomiast była jak w dawnym pokoju Yuki i Emi. Były tam dwa łóżka złączone ze sobą, jedna duża szafa, dwa biurka, komoda i dwie pufy ( jedna biała, druga czarna). Wszystkie meble były z ciemnego drewna. Podłogę okrywał dywan w różnych odcieniach brązu. Duże okno, zajmujące połowę ściany,  przyozdobione beżową zasłonką znajdowało się na przeciwległej ścianie do tej zaopatrzonej w białe drewniane drzwi wiodące na korytarz. Wyszliśmy przez nie, minęliśmy jedną z dwóch łazienek (druga jest na parterze) i po kręconych schodach zeszliśmy do połączonego z kuchnią i jadalnią salonu. Zastaliśmy tam całe EXO i Emi siedzących na trzech kanapach ułożonych w kwadrat bez jednego boku naprzeciwko telewizora. Na jasnej ścianie obok niego wisiał obraz przedstawiający samotne drzewo. Domyśliłam się, że ma jakiś związek z ich pradziadkiem. Między kanapami stał spory szklany stolik do kawy, przy nim dwa puste fotele, w rogu znajdował się wygaszony kominek.  Spojrzałam na twarze zebranych. Wszystkie były uśmiechnięte, ale jednak poważne. No, prawie wszystkie. Chanyeol i Baekhyun właśnie byli zajęci walką z Chenem.
- No! Nareszcie jesteście! – zawołał Suho. - Ile można na was czekać??
- Oj tam, oj tam. Czepiasz się. – zaśmiał się Xiumin. Usiedliśmy razem na jednym fotelu i gdy lider zdołał uspokoić trzech najgłośniejszych członków EXO zaczęliśmy dyskusję. Głównie chodziło o to, czy wszyscy się z tym pomysłem zgadzają, jak przekonać nauczycieli i kiedy do nich pójść. Stwierdziliśmy, że pójdziemy do nich jeszcze dzisiaj i po prostu będziemy ich grzecznie prosić tak długo, aż się nie zgodzą. Później zaczęliśmy już myśleć o samej naszej przeprowadzce, o tym, kto będzie nosić nasze rzeczy, bo nie pozwolą nam samym nosić bagaży.
Tak. Wszyscy w EXO są prawdziwymi dżentelmenami, chociaż niektórzy wcale na nich nie wyglądają. W końcu, gdy omówiliśmy wszystkie sprawy dotyczące akcji „Emi i Alice mają mieszkać u nas” ruszyliśmy całą grupą w stronę szkoły.
Prosto do dyrektora.

~~*~~



4 komentarze:

  1. Ooo, Alice ma na prawdę ciekawą historię rodzinną. Zwłaszcza, że została jedyną dziedziczką tak potężnej mocy. To musi być dla niej wielka odpowiedzialność i obciążenie. Dziewczyno, jesteśmy tobą! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. JA.CHCE.DO.CHOLERY.WIĘCEJ.UMIERAM.KOCHAM.WIELBIĘ.!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow świetna ta historia rodu Magow Krwi *,*

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja prawię twarzą jeździłam po ekranie, przy tym liście XD Ślepa jestem, małe literki XDD
    To jest baaaaaaaaaadzo zawaliste XD

    OdpowiedzUsuń