Był.
Ponieważ
moje wspaniałe szczęście sprawiło, iż właśnie tej nocy NNr postanowili się
pokazać.
Trzy Wilki
i dwóch Zmiennych zaatakowało nas z zaskoczenia. Wilk skoczył między mnie i
Emi. Zostałyśmy rozdzielone. Zmienni rzucili się na moją Zwinną. Chciałam jej
pomóc, ale musiałam się skupić na Wilkach. Wbiłam krwistoczerwone kły w palce i
moja krew poleciała do góry. Nie przyjęła żadnej określonej formy. Nie
wiedziałam, co byłoby najlepsze w mojej sytuacji. Strzały? Tarcza? Miecz? Zawsze
mogłam też ich po prostu ochlapać, ale wtedy byłoby mi trudniej „pozbierać”
krew z powrotem. Zaatakowali. Nie miałam czasu, by zrobić coś poza długim
ostrym czymś. Cięłam „tym” w Wilki. Jednego zraniłam w ramię, dwa pozostałe w
pierś. Niestety, trucizna nie podziałała od razu, a jednemu z nich tylko
przycięłam futro, ale udało mi się uniknąć ciosu i przy okazji zbliżyć się do
Emi. Ona kopała swoich wrogów po wszystkim, co znajdowało się najbliżej. Zaczęło
mi się robić słabo. To naprawdę trudne unikać ciosów wściekłych Wilkołaków
jednocześnie utrzymując swoją krew w powietrzu siłą woli. Broniłam się przed
NNr starając się nie nadużywać mocy, jednak to było kłopotliwe. Robiłam uniki,
uciekałam przed nimi, potem wracałam do Emi, ale kilka razy musiałam użyć krwistej
tarczy – niestety, to ona zabiera najwięcej energii… Nie wiem, jak i kiedy to
zrobiłam, ale w pewnej chwili potknęłam się o korzeń, zachwiałam i moja broń
rozprysnęła na wszystkie strony. Dwa Wilki były już sparaliżowane, jeden
Zmienny zawył z bólu oparzony przez moją krew. Usłyszałam także krzyk Emi.
Odwróciłam się do niej i zamarłam. Miała całe ramię poparzone. Poparzone przez
moją krew. Jak najszybciej przywołałam czerwoną ciecz z powrotem do mnie i
podbiegłam do Zwinnej.
- EMI! – Krzyknęłam.
Łzy zaczęły mi płynąć z oczu.
Zatrzymałam
się kilka metrów przed nią i nie mogłam zrobić ani jednego kroku dalej.
Bałam się.
Bardzo.
Bałam się,
bo zrobiłam krzywdę kolejnej osobie, na której mi zależy. Znowu. Stałam tam i
czułam się tak, jakby czas przestał płynąć.
- UWAŻAJ!
ZA TOBĄ! – Krzyknęła Zwinna.
Za późno.
Wilk,
którego nie udało mi się zranić, uderzył mnie z taką siłą, że poleciałam na
odległe o trzy metry drzewo. Aż mi powietrze z płuc uciekło. Leżałam na ziemi niezdolna
poruszyć nawet palcem. Wilk szedł w moją stronę z obnażonymi kłami. Szykował się do śmiertelnego ciosu. Nagle z nieba coś na
niego spadło z taką mocą, że NNr wgniotło w podłoże.
Zaraz, nie
coś, tylko ktoś…
Kris!
Szybko
skończył z Wilkiem i pobiegł pomóc Emi. Nie wiem ile walczył z ostatnim
Zmiennym, ale go pokonał, podniósł Emi i podbiegł do mnie.
- Kris… -
powiedziałam słabo.
- Alice! Poczekaj
tu!
- A-ale…
- Nie
uniosę was obu! Odniosę ją szybko do domu i wyślę tu Kai’a! Wytrzymaj jeszcze chwilę!
–krzyknął i wystrzelił w górę.
A ja
leżałam. Nie mogłam się ruszyć. Głównie dlatego, że bolało, ale też z szoku,
zmęczenia i poczucia winy. Znowu to zrobiłam… Znowu kogoś skrzywdziłam… Jestem taka słaba!! Nawet nie potrafię się
obronić bez używania mocy… Nie potrafię się ochronić bez krzywdzenia innych…
Leżałam tak i płakałam w samotności. Robiło mi się coraz zimniej. Tak jak mówił
Kris, po kilku minutach zjawił się Kai. Wziął mnie ostrożnie na ręce i
powiedział:
- Trzymaj
się mnie mocno. Teleportacja może być za pierwszym razem dla ciebie szokiem i
możesz się przy tym bardzo źle poczuć, ale nie mamy wyboru. Po prostu zamknij
oczy i mnie nie puszczaj.
Zrobiłam
to, co mi polecił, poczułam się tak, jakby cały świat zaczął się kręcić z
prędkością światła i po chwili byłam salonie w domu EXO. Otworzyłam oczy. Lay
właśnie uzdrawiał Emi, która leżała na jednej z kanap. Kai położył mnie na
drugiej i odwrócił się do Krisa.
- Mam
powiadomić nauczycieli o NNr? – spytał. Ten tylko kiwnął głową. Kai się
teleportował. Kris podszedł do mnie i uklęknął przede mną. Popatrzył na mnie i
bez słowa przytulił.
A ja się
całkowicie rozkleiłam.
Trzymałam
go mocno za koszulę i ukryłam twarz w jego ramionach. Miałam już dość tego
dnia. Zaliczał się zdecydowanie do jednego z najgorszych w moim życiu. Leżałam
przytulona do Krisa i modliłam się, by ten dzień się już skończył.
Zanim Lay
skończył pomagać Emi i zabrał się za mnie zdążyłam się trochę uspokoić. Już
parę razy mnie uzdrawiał. Zawsze to było takie ciepłe, przyjemne uczucie.
Dzięki temu nawet przestałam płakać.
Tylko
pojedyncze łzy mi leciały z oczu. Spojrzałam na Lay’a.
Był
wykończony. Dwa razy dzisiaj musiał pomagać Emi i teraz jeszcze mnie, ale mimo
swojego stanu, zdołał się jeszcze uśmiechnąć.
- I jak się
czujesz? – spytał słabym głosem.
- Świetnie.
Nic mnie nie boli. Dziękuję… - głos mi się łamał, ale powstrzymałam płacz.
Nawet udało mi się lekko uśmiechnąć.
- To
dobrze… - odpowiedział i zwrócił się w stronę schodów. Po drodze zachwiał się i
gdyby nie szybka pomoc Luhana, wywróciłby się. Jelonek odprowadził go do pokoju
i wrócił do salonu.
Kai zdążył
się w tym czasie teleportować z powrotem do domu. Też wyglądał na zmęczonego.
Zerknęłam
na Emi.
Spała.
I dobrze.
Powinna odpocząć. Poza tym, nie wiedziałam, czy na pewno chcę z nią teraz
rozmawiać. Bałam się, że się ode mnie odwróci. Z moich czarnych rozmyślań
wyrwał mnie Tao.
- Alice, co
się właściwie stało?
- Ja… NNr
nas zaatakowali i… My się broniłyśmy. Użyłam mojej mocy… I… I przez przypadek
poparzyłam Emi. Ja… Nie chciałam… Potknęłam się i… I… Ja… - zaczęłam się jąkać,
łzy na nowo zaczęły mi płynąć z oczu. Dodałam szeptem - Przepraszam… Naprawdę
nie chciałam… Przepraszam…
- Dobrze,
rozumiem. – Spojrzałam na chłopca. Uśmiechał się smutno. - Na szczęście nic wam
się nie stało… Znaczy… Teraz nic wam nie jest, bo Lay hyung was uleczył… Ale..
- Dobrze,
rozumiem. – Uśmiechnęłam się. Nagle poczułam, że wiem co muszę zrobić. - Tao…?
- Tak?
- Ja... jestem
słaba. – powiedziałam cicho podnosząc się. – I się boję… Ja... N-nie umiem obronić
osób, na których mi zależy... Trenujesz Wu Shu, prawda?
Tao kiwnął
głową.
- Możesz mnie nauczyć technik samoobrony?
- Chcesz
się uczyć Wu Shu? – chyba był trochę zdziwiony.
- T-tak. Znaczy... Chcę się stać silniejsza. Chcę móc się obronić bez używania mocy.
- Jasne! - Tao
uśmiechnął się. - Pewnie, że cię nauczę! Znaczy, na pewno będę cię uczył, czy
cię nauczę to inna sprawa.
- Dziękuję.
Gdy ja
rozmawiałam z Tao, Chen i D.O poszli po rzeczy moje i Emi. Nie wiem, skąd
wiedzieli, jakie piżamy, kosmetyki i ubrania musieli wziąć, a tym bardziej nie
wiem, jak weszli do naszych pokoi bez kluczy, ale przynieśli je.
Suho powiedział, że przenocujemy u nich i
jutro, pomimo szkoły, zostaniemy w domu. Podobał mi się ten pomysł. Nie miałam
siły, żeby w ogóle myśleć o szkole. Wzięłam moją torbę od Chena i poszłam się
przebrać. Sehun pomógł mi wejść po schodach. Już przebrana w piżamę ruszyłam w
stronę pokoju, w którym razem z Emi spałyśmy ostatnio, ale drogę zagrodził mi
Tao.
- Możesz
dzisiaj spać u Xiumina? – spytał. - Chciałbym być teraz z Emilią. Jeśli
pozwolisz…
- Dobrze. –
uśmiechnęłam się i poszłam do mojego Baozi. Weszłam cicho do pokoju, postawiłam
torbę na ziemi i wsunęłam się pod kołdrę. Przytuliłam się do Xiumina i
zasnęłam. Na szczęście, tej nocy śniłam tylko o pandzie uczącej sztuk walki
czerwonego lisa, czyli dziewczyny białej, okrągłej bułeczki.
~~*~~
Ooo dziewczyna ponownie stoczyła walke z NNr, tylko dodatkowo kogoś skrzywdziła. Aish! Jej moc z jednej strony bardzo przydatna, ale z drugiej niebezpieczna... Aj, co dalej, co dalej. Lecę czytac!:)
OdpowiedzUsuńFajny rozdział, tylko trochę szkoda mi Emi... To musiało boleć... ;(
OdpowiedzUsuńBrak czasu na komentarz <3 lecę czytać dalej <3
OdpowiedzUsuńMi się przy tym rozdziale płakać chciało O.o Hwaiting unnie
OdpowiedzUsuń