wtorek, 20 stycznia 2015

Rozdział 10





      Szłyśmy w przyjaznym milczeniu. Na dworze było już o wiele zimniej i niestety, żadna z nas nie miała kurtki. Jednak nie chciałyśmy szybko wracać. Wieczór był po prostu cudowny.
Był.
Ponieważ moje wspaniałe szczęście sprawiło, iż właśnie tej nocy NNr postanowili się pokazać.
Trzy Wilki i dwóch Zmiennych zaatakowało nas z zaskoczenia. Wilk skoczył między mnie i Emi. Zostałyśmy rozdzielone. Zmienni rzucili się na moją Zwinną. Chciałam jej pomóc, ale musiałam się skupić na Wilkach. Wbiłam krwistoczerwone kły w palce i moja krew poleciała do góry. Nie przyjęła żadnej określonej formy. Nie wiedziałam, co byłoby najlepsze w mojej sytuacji. Strzały? Tarcza? Miecz? Zawsze mogłam też ich po prostu ochlapać, ale wtedy byłoby mi trudniej „pozbierać” krew z powrotem. Zaatakowali. Nie miałam czasu, by zrobić coś poza długim ostrym czymś. Cięłam „tym” w Wilki. Jednego zraniłam w ramię, dwa pozostałe w pierś. Niestety, trucizna nie podziałała od razu, a jednemu z nich tylko przycięłam futro, ale udało mi się uniknąć ciosu i przy okazji zbliżyć się do Emi. Ona kopała swoich wrogów po wszystkim, co znajdowało się najbliżej. Zaczęło mi się robić słabo. To naprawdę trudne unikać ciosów wściekłych Wilkołaków jednocześnie utrzymując swoją krew w powietrzu siłą woli. Broniłam się przed NNr starając się nie nadużywać mocy, jednak to było kłopotliwe. Robiłam uniki, uciekałam przed nimi, potem wracałam do Emi, ale kilka razy musiałam użyć krwistej tarczy – niestety, to ona zabiera najwięcej energii… Nie wiem, jak i kiedy to zrobiłam, ale w pewnej chwili potknęłam się o korzeń, zachwiałam i moja broń rozprysnęła na wszystkie strony. Dwa Wilki były już sparaliżowane, jeden Zmienny zawył z bólu oparzony przez moją krew. Usłyszałam także krzyk Emi. Odwróciłam się do niej i zamarłam. Miała całe ramię poparzone. Poparzone przez moją krew. Jak najszybciej przywołałam czerwoną ciecz z powrotem do mnie i podbiegłam do Zwinnej.
- EMI! – Krzyknęłam. Łzy zaczęły mi płynąć z oczu.
Zatrzymałam się kilka metrów przed nią i nie mogłam zrobić ani jednego kroku dalej.
Bałam się.
Bardzo.
Bałam się, bo zrobiłam krzywdę kolejnej osobie, na której mi zależy. Znowu. Stałam tam i czułam się tak, jakby czas przestał płynąć.
- UWAŻAJ! ZA TOBĄ! – Krzyknęła Zwinna.
Za późno.
Wilk, którego nie udało mi się zranić, uderzył mnie z taką siłą, że poleciałam na odległe o trzy metry drzewo. Aż mi powietrze z płuc uciekło. Leżałam na ziemi niezdolna poruszyć nawet palcem. Wilk szedł w moją stronę z obnażonymi kłami. Szykował się do śmiertelnego ciosu. Nagle z nieba coś na niego spadło z taką mocą, że NNr wgniotło w podłoże.
Zaraz, nie coś, tylko ktoś…
Kris!
Szybko skończył z Wilkiem i pobiegł pomóc Emi. Nie wiem ile walczył z ostatnim Zmiennym, ale go pokonał, podniósł Emi i podbiegł do mnie.
- Kris… - powiedziałam słabo.
- Alice! Poczekaj tu!
- A-ale…
- Nie uniosę was obu! Odniosę ją szybko do domu i wyślę tu Kai’a! Wytrzymaj jeszcze chwilę! –krzyknął i wystrzelił w górę.
A ja leżałam. Nie mogłam się ruszyć. Głównie dlatego, że bolało, ale też z szoku, zmęczenia i poczucia winy. Znowu to zrobiłam… Znowu kogoś skrzywdziłam…  Jestem taka słaba!! Nawet nie potrafię się obronić bez używania mocy… Nie potrafię się ochronić bez krzywdzenia innych… Leżałam tak i płakałam w samotności. Robiło mi się coraz zimniej. Tak jak mówił Kris, po kilku minutach zjawił się Kai. Wziął mnie ostrożnie na ręce i powiedział:
- Trzymaj się mnie mocno. Teleportacja może być za pierwszym razem dla ciebie szokiem i możesz się przy tym bardzo źle poczuć, ale nie mamy wyboru. Po prostu zamknij oczy i mnie nie puszczaj.
Zrobiłam to, co mi polecił, poczułam się tak, jakby cały świat zaczął się kręcić z prędkością światła i po chwili byłam salonie w domu EXO. Otworzyłam oczy. Lay właśnie uzdrawiał Emi, która leżała na jednej z kanap. Kai położył mnie na drugiej i odwrócił się do Krisa.
- Mam powiadomić nauczycieli o NNr? – spytał. Ten tylko kiwnął głową. Kai się teleportował. Kris podszedł do mnie i uklęknął przede mną. Popatrzył na mnie i bez słowa przytulił.
A ja się całkowicie rozkleiłam.
Trzymałam go mocno za koszulę i ukryłam twarz w jego ramionach. Miałam już dość tego dnia. Zaliczał się zdecydowanie do jednego z najgorszych w moim życiu. Leżałam przytulona do Krisa i modliłam się, by ten dzień się już skończył.
Zanim Lay skończył pomagać Emi i zabrał się za mnie zdążyłam się trochę uspokoić. Już parę razy mnie uzdrawiał. Zawsze to było takie ciepłe, przyjemne uczucie. Dzięki temu nawet przestałam płakać.
Tylko pojedyncze łzy mi leciały z oczu. Spojrzałam na Lay’a.
Był wykończony. Dwa razy dzisiaj musiał pomagać Emi i teraz jeszcze mnie, ale mimo swojego stanu, zdołał się jeszcze uśmiechnąć.
- I jak się czujesz? – spytał słabym głosem.
- Świetnie. Nic mnie nie boli. Dziękuję… - głos mi się łamał, ale powstrzymałam płacz. Nawet udało mi się lekko uśmiechnąć.
- To dobrze… - odpowiedział i zwrócił się w stronę schodów. Po drodze zachwiał się i gdyby nie szybka pomoc Luhana, wywróciłby się. Jelonek odprowadził go do pokoju i wrócił do salonu.
Kai zdążył się w tym czasie teleportować z powrotem do domu. Też wyglądał na zmęczonego.
Zerknęłam na Emi.
Spała.
I dobrze. Powinna odpocząć. Poza tym, nie wiedziałam, czy na pewno chcę z nią teraz rozmawiać. Bałam się, że się ode mnie odwróci. Z moich czarnych rozmyślań wyrwał mnie Tao.
- Alice, co się właściwie stało?
- Ja… NNr nas zaatakowali i… My się broniłyśmy. Użyłam mojej mocy… I… I przez przypadek poparzyłam Emi. Ja… Nie chciałam… Potknęłam się i… I… Ja… - zaczęłam się jąkać, łzy na nowo zaczęły mi płynąć z oczu. Dodałam szeptem - Przepraszam… Naprawdę nie chciałam… Przepraszam…
- Dobrze, rozumiem. – Spojrzałam na chłopca. Uśmiechał się smutno. - Na szczęście nic wam się nie stało… Znaczy… Teraz nic wam nie jest, bo Lay hyung was uleczył… Ale..
- Dobrze, rozumiem. – Uśmiechnęłam się. Nagle poczułam, że wiem co muszę zrobić. - Tao…?
- Tak?
- Ja... jestem słaba. – powiedziałam cicho podnosząc się. – I się boję… Ja... N-nie umiem obronić osób, na których mi zależy... Trenujesz Wu Shu, prawda?
Tao kiwnął głową.
 - Możesz mnie nauczyć technik samoobrony?
- Chcesz się uczyć Wu Shu? – chyba był trochę zdziwiony.
- T-tak. Znaczy... Chcę się stać silniejsza. Chcę móc się obronić bez używania mocy.
- Jasne! - Tao uśmiechnął się. - Pewnie, że cię nauczę! Znaczy, na pewno będę cię uczył, czy cię nauczę to inna sprawa.
- Dziękuję.
Gdy ja rozmawiałam z Tao, Chen i D.O poszli po rzeczy moje i Emi. Nie wiem, skąd wiedzieli, jakie piżamy, kosmetyki i ubrania musieli wziąć, a tym bardziej nie wiem, jak weszli do naszych pokoi bez kluczy, ale przynieśli je.
 Suho powiedział, że przenocujemy u nich i jutro, pomimo szkoły, zostaniemy w domu. Podobał mi się ten pomysł. Nie miałam siły, żeby w ogóle myśleć o szkole. Wzięłam moją torbę od Chena i poszłam się przebrać. Sehun pomógł mi wejść po schodach. Już przebrana w piżamę ruszyłam w stronę pokoju, w którym razem z Emi spałyśmy ostatnio, ale drogę zagrodził mi Tao.
- Możesz dzisiaj spać u Xiumina? – spytał. - Chciałbym być teraz z Emilią. Jeśli pozwolisz…
- Dobrze. – uśmiechnęłam się i poszłam do mojego Baozi. Weszłam cicho do pokoju, postawiłam torbę na ziemi i wsunęłam się pod kołdrę. Przytuliłam się do Xiumina i zasnęłam. Na szczęście, tej nocy śniłam tylko o pandzie uczącej sztuk walki czerwonego lisa, czyli dziewczyny białej, okrągłej bułeczki.



~~*~~

4 komentarze:

  1. Ooo dziewczyna ponownie stoczyła walke z NNr, tylko dodatkowo kogoś skrzywdziła. Aish! Jej moc z jednej strony bardzo przydatna, ale z drugiej niebezpieczna... Aj, co dalej, co dalej. Lecę czytac!:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny rozdział, tylko trochę szkoda mi Emi... To musiało boleć... ;(

    OdpowiedzUsuń
  3. Brak czasu na komentarz <3 lecę czytać dalej <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Mi się przy tym rozdziale płakać chciało O.o Hwaiting unnie

    OdpowiedzUsuń