sobota, 24 stycznia 2015

Rozdział 13





        Poszliśmy prosto do dyrektora.
        A właściwie, do dyrektorki.
Była to wielka Czarownica, Mag Słońca i Księżyca, miała niewyobrażalną moc, ale wbrew temu, że mogła wydawać się straszną osobą, była bardzo łagodna i życzliwa. Większość uczniów ją uwielbiała. Większość. Niektórzy jednak jej podpadli i omijali ją szerokim łukiem. Nawet na sam jej widok przypominali sobie o… dość bolesnych karach, jakie dostawali, gdy coś przeskrobali. W naszej szkole najczęściej karą za złe zachowanie były prace społeczne. Tylko, że tutaj polegały one na czyszczeniu bardzo śliskich stalaktytów i stalagmitów w podziemnych jaskiniach (duże ryzyko nadziania się na jeden z nich…), zbierania śmieci ze szkolnego jeziora, w którym mieszkało kilka groźnych i jeszcze groźniejszych potworów wodnych, i kilka innych „ciekawych” (czytaj: niebezpiecznych) zadań.
Mi nigdy się taka kara nie trafiła. Często u niej bywałam, ale tylko na rozmowach w sprawie mojej mocy i na herbacie. Obydwie, ja i Pani Bonneville (to nazwisko dyrektorki) jesteśmy amatorkami herbaty.
Tak… Pani Edith Bonneville jest z pochodzenia Brytyjką, przypomina idealną babcię z filmów i zna się na herbacie. Gdy szliśmy na spotkanie z nią, zastanawiałam się, jaką poda nam tym razem. Białą? A może jednak zieloną? Dojście do głównego budynku szkoły z domu EXO zajęło nam dobre 15 minut. Weszliśmy do szkoły, stanęliśmy przed wielkimi dębowymi drzwiami jej gabinetu i przez kolejne 5 minut kłóciliśmy się, kto ma zapukać, kto mówić pierwszy i kto w razie porażki miał oberwać. W końcu się zdenerwowałam i zapukałam lekko w grube drewno.
- Proszę! – rozległ się spokojny i melodyjny głos Pani Bonneville.
Wkroczyliśmy wszyscy do niewielkiego pomieszczenia. Jeśli spodziewaliście się starej kobiety odzianej w ciemne szaty i w szpiczastym kapeluszu na głowie, to się myliliście.
Przed nami w wielkim miękkim skórzanym fotelu za wielkim dębowym biurkiem siedziała starsza kobieta (Pani Bonneville była po 50) ubrana w beżowy żakiet i spódnicę. Była stosunkowo niska i szczupła, ciemne włosy z siwymi pasmami miała spięte w kok. Jej szare oczy spoglądały na nas z łagodnością, na jej pokrytej lekkimi, ledwo widocznymi zmarszczkami twarzy widniał ciepły uśmiech. Rozejrzałam się po jej gabinecie. Często tu bywałam, ale za każdym razem zachwycałam się tym pokojem. Był ciepły i przytulny. Ściany były pomalowane na beżowo, podłogę zdobił spory jasny dywan z kwiatowym wzorem, pod nim były ciemne panele, wykonane z tego samego drewna, co biurko, półki z książkami i wszystkie inne meble.  Zasłony na oknach były takie same jak dywan.
W gabinecie był także mały kominek, w którym teraz wesoło skrzył się ogień.
Chanyeol od razu się nim zainteresował. Podszedł do kominka, ukląkł przed nim i zaczął bawić się płomieniem. Kazał mu robić różne kształty, co chwila rósł, a potem malał, czasami formował z niego swoje imię.
Zignorowaliśmy go i zwróciliśmy się do Pani Bonneville.
- Pani dyrektor. – Suho grzecznie się skłonił, reszta EXO (poza Chanyeolem) zrobiła to samo.
- Dzień dobry, dzień dobry. – Pani Bonneville się uśmiechnęła i wskazała niewielką kanapę. - Proszę, usiądźcie. Co was do mnie sprowadza?
- Więc… - gdy tylko wszyscy (oprócz Chanyeola) usiedliśmy lider EXO postanowił przejść do sprawy. -Chcielibyśmy się spytać, czy byłaby taka możliwość, żeby Alice i Emilia zamieszkały w naszym domu. Na stałe.
- Och… Czyżby dziewczynom nie odpowiadały ich obecne pokoje? – Dyrektorka zwróciła się do mnie i Emi.
- Cóż… -zaczęła Zwinna. - Jeśli chodzi o mnie, to dość mocno pokłóciłam się z moją współlokatorką i nie sądzę, żebyśmy się szybko, o ile w ogóle, miały się pogodzić.
- Hmm… - Pani Bonneville skinęła głową i spojrzała na mnie.
- Tak.. Poza tym… - teraz ja podjęłam temat. - Ostatnio często trafiamy na niebezpieczeństwa…
- Tak, słyszałam o tym. Biedne dzieci… Dwa razy zaatakowane przez NNr… I to na terenie naszej szkoły… Dalej nie wiemy, jak udało im się przejść przez bariery ochronne… - Pani dyrektor powiedziała zmęczonym głosem, oparła się na blacie biurka i schowała twarz w dłoniach.
- Eee… Tak… Więc, jak już mówiłam, nie czujemy się w naszych pokojach bezpiecznie… Znaczy, ja się nie czuję. A kiedy jestem z nimi… – wskazałam EXO - …czuję się bezpieczna.  Już kilka razy nas ratowali… A gdybyśmy były z nimi przez cały czas, nikt o zdrowych zmysłach nie odważyłby się zaatakować czternastu NN naraz.
Pani Bonneville popatrzyła na nas i przez dłuższą chwilę przewiercała nas wzrokiem. W końcu przerwała przyjazną ciszę.
- Czy to na pewno dobry pomysł? Dwie dziewczyny mieszkające z dwunastoma chłopcami w wieku dojrzewania? Nie osądzam was, ale nie chcę, żeby po mojej szkole chodziły NN w ciąży…
Ostatnie zdanie całkowicie nas zmurowało.
Momentalnie wszyscy się zaczerwieniliśmy. To był teoretycznie słuszny argument, ale nam to nigdy by do głowy nie przyszło!
Dyrektorka przez chwilę na patrzyła na nasze miny, a potem się uśmiechnęła i oznajmiła wesoło:
- No! I takiej reakcji on was oczekiwałam! Macie moją zgodę.
Z rozdziawionymi buziami parzyliśmy się na tę starszą uśmiechniętą kobietę.
Właśnie strollowała nas dyrektorka…
- N-naprawdę? Zgadza się pani? – Spytał Suho z niedowierzaniem.
- Tak. – Uśmiech Pani Bonneville stał się jeszcze szerszy. – Idźcie teraz pakować i przenosić swoje rzeczy, a ja… - gdy wymawiała następne słowa  jej uśmiech zniknął - …zajmę się sprawami papierkowymi…
-Dziękujemy!! – Powiedzieliśmy z wdzięcznością.
- Dobrze, dobrze, idźcie już. – Dyrektorka pomachała w stronę drzwi.
Wstaliśmy z kanapy, kilka razy jeszcze jej dziękowaliśmy, odciągnęliśmy Chanyeola od ognia i skierowaliśmy się do wyjścia. Pożegnaliśmy się i gdy drzwi się zamknęły rzuciłam się Xiuminowi na szyję i ze śmiechem zawołałam:
- Udało nam się!
Emi przytuliła się do Tao, EXO zaczęli wiwatować, a później poszliśmy przygotować się do przeprowadzki. Niewątpliwie, ten dzień był naprawdę udany i tysiąckrotnie lepszy od poprzedniego. Teraz cała nasza czternastka miała być szczęśliwa i bezpieczna.
Miała być.
Szliśmy do mojego pokoju w internacie śmiejąc się i świętując nasze „zwycięstwo” zupełnie nieświadomi czekających na nas w najbliższych miesiącach zdarzeń, które z pewnością do szczęśliwych i bezpiecznych nie należały…



~~*~~

piątek, 23 stycznia 2015

Rozdział 12





      Obudził mnie promyk słońca, który nieśmiało przebijał się przez zasnute chmurami niebo i wpadał do pokoju przez na wpół zasłonięte okno. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się po sypialni Tao i Xiumina.
Była całkiem spora. Ściany były pomalowane na żółto i pomarańczowo. Stonowane, ciepłe i nie rażące kolory. Stały tutaj dwa biurka, na każdym z nich laptop i kilka różnych rzeczy, takich jak kartki samoprzylepne, długopisy i inne takie. Poza tym były tam półka z książkami, spora szafa, dwie pufy, drewnianą podłogę zdobił czarno-biały dywan, duże okno przysłaniała biała firanka. Pokój był nowoczesny i przytulny,  jak z resztą cały dom.  Znajdowała się tam także komoda i piętrowe łóżko. Na którym leżałam sama. No tak, przecież oni poszli do szkoły… Na małym nocnym stoliku obok łóżka był mały talerzyk z ciasteczkiem, a pod nim liścik. Usiadłam na łóżku, wzięłam do ręki zapisaną kartkę papieru i gryząc przepyszne ciastko zaczęłam czytać. Nie było tego dużo. Tylko:

„Hej. Jak się czujesz?? ^^
Mam nadzieję, że się wyspałaś,
bo będziesz musiała pilnować
Emi i Krisa, który został, by się wami opiekować.
Tylko nie znęcaj się nad nim za bardzo ;)
Wrócimy po 14:30. Miłego dnia, mój Lisku :*

               Twój Xiumin <3”

Nie mogłam się nie uśmiechnąć. To było takie urocze i… romantyczne?
Tak, zdecydowanie to było romantyczne.
Spojrzałam na zegarek (stał na komodzie). Była 09:30. Całkiem długo spałam… Wstałam, przeciągnęłam się, wzięłam moją torbę i poszłam się ogarnąć.
Chłopcy uznali, że wezmą z mojego „domu” dla mnie tylko czysty T-shirt , bieliznę (ciekawa jestem, jak długo jej szukali i jak długo ją wybierali…) i jeansy (te, które miałam wczoraj podczas walki mi się podarły…). Gdy doprowadziłam się do porządku, zeszłam na dół zjeść śniadanie. Schodząc po schodach usłyszałam głosy dochodzące z kuchni.
Emi i Kris siedzieli przy stole pijąc cappuccino.
Zawahałam się.
Bałam się reakcji Zwinnej. Co jeśli mnie nienawidzi? Przecież bardzo ją skrzywdziłam. Co prawda, nieświadomie, no, ale jednak… Zobaczyła mnie. Natychmiast zerwała się z miejsca i z krzykiem rzuciła się na mnie.
- Alice! Nic ci nie jest? Jesteś cała? Miałaś nie brać na poważnie tego „nigdy więcej nie walcz z NNr beze mnie”!  - mówiła dusząc mnie.
- Ehehe… Już dobrze. Nic mi nie jest… Emi… D-dusisz… Emi.. Emi!! Nic mi nie jest, ale za chwilę mi będzie, bo mnie udusisz! – gdybym miała czym oddychać, to bym wybuchła śmiechem.
Gdy już mnie puściła, przywitałam się z Krisem, który próbował ukryć swoje rozbawienie.
No jasne, przecież widok dziewczyny nieświadomie duszącej drugą dziewczynę jest przezabawny… 
W każdym razie, zajęłam miejsce obok niego i naprzeciwko Emilii. Kris od razu wstał i spytał, co chcę na śniadanie. Powiedziałam, że jest mi obojętnie i żeby sam coś wybrał.  Zrobił mi po prostu tosty. Były dobre… Nie aż tak, jak D.O, ale smakowały mi. Oczywiście nie powiedziałam tego na głos, bo Kris by się zasmucił, zezłościł, albo wybuchnął śmiechem. Z nim nigdy nic nie wiadomo… Niby taki elegancki i zimny mężczyzna, a tak naprawdę to duże naiwne dziecko, które często dziwnie się zachowuje, przy czym rozśmiesz wszystkich dookoła…
Tak… zdążyłam już ich poznać tak dobrze, że mnie nie zaskakiwali… zazwyczaj. Czasami każdy z nich ma takie pokręcone pomysły, że nikt nie jest w stanie ich przewidzieć, nawet oni sami…
I za to ich kocham.
A-ale nie w tym sensie… znaczy…  kocham ich jak braci (których z resztą nigdy nie miałam… i mieć nie będę…). Z nimi nie można się nudzić, zawsze coś robimy, nigdy nie jest cicho, nawet jak nic nie mówimy… Teraz akurat było cicho… Gdy skończyłam śniadanie było koło 10:00. Szybko umyłam zęby i wróciłam do kuchni. Kris chciał z nami coś omówić.
- Więc? O co chodzi? – spytałam zaciekawiona.
- Cóż… Martwimy się o was. – zaczął powoli, ostrożnie dobierając słowa. - Za dużo nieszczęść, niebezpieczeństw wam się przytrafia.
Obie milczałyśmy. To była prawda, nie było czego ukrywać. Straciłyśmy przyjaciółkę, zostałyśmy zaatakowane (ja nawet dwa razy), prawie się utopiłam, Emi została poważnie ranna.
- Rano mieliśmy zebranie EXO. – kontynuował Latający. – Długo rozmawialiśmy o waszej sytuacji, trochę się pokłóciliśmy i ustaliliśmy, że powinniśmy wam jakoś pomóc.
Spojrzał nam w oczy. Nie wiedział, jak się do tego zabrać, widocznie ten temat sprawiał mu trudności. Ciekawe, o co mu chodziło…
- Tak… Wymyśliliśmy, że… - postanowił przejść do sedna sprawy. - Że mogłybyście tutaj zamieszkać.
Wpatrywałyśmy się w niego całkowicie zaskoczone. Zamieszkać z EXO…?
- Z nami. Eee… tak. Miałybyście tutaj razem pokój, ten sam, co wcześniej. Tylko musimy znać waszą opinię. Czy chciałybyście się do nas przeprowadzić?
Wymieniłyśmy z Emilią spojrzenia.
Czy chciałyśmy??
Chwilę się zastanawiałyśmy, później zgodnie stwierdziłyśmy.
- Tak! –powiedziałyśmy jednocześnie.
- Oczywiście, że chcemy tu mieszkać! – Emi nie posiadała się z radości. - Nie będę musiała dzielić jednego pokoju z… z nią… - skrzywiła się na wspomnienie o Yuki, ale zaraz potem się rozpromieniła.
- Byłoby cudownie, gdybym z wami mieszkała, tylko… - uśmiechnęłam się smutno. - Wątpię, by nauczyciele mi na to pozwolili… Przecież ja nawet nie mam współlokatora…
- Zgodzą się. – odezwał się z pewnością w głosie Kris. - Jak tylko zobaczą moje wspaniałe zdolności Wu Shu, to od razu podpiszą dokumenty, a nawet sami będą przenosić wasze rzeczy.
- Ty i Wu Shu? A czy przypadkiem nie miałeś na myśli Tao…? – zapytałam rozbawiona.
- Nieee… - próbował być poważny, ale coś mu nie wyszło. Chwilę później cała nasza trójka tarzała się ze śmiechu po podłodze kuchni. A nie mówiłam, że nie da się z nimi nudzić? Nawet, jeśli jest tylko jeden z nich…

~~*~~

Popołudnie tylko z Krisem i Emi minęło nam bardzo przyjemnie. Kris opowiadał nam o lataniu. Byłyśmy bardzo ciekawe, jakie to jest uczucie.
To znaczy, ja byłam ciekawa, bo Emi już raz z nim leciała… Ja wtedy doznałam zaszczytu teleportowania się (straszne zawroty głowy + wykręcenie żołądka… nie polecam…). Kris zaproponował mi lot, ale na dworze było zimno, a ja nie miałam zamiaru szybko opuszczać tego domu.
Czułam się tutaj bezpieczna.
Poza tym rozmawialiśmy o EXO. Zawsze mnie zastanawiało jakie są między nimi relacje, więc spytałam o to Krisa.
- Wiesz… Jesteśmy dla siebie jak bracia, ale jesteśmy dalszymi kuzynami.
- Naprawdę? Jesteście spokrewnieni?
- Tak… Mamy wspólnego pradziadka.
- Opowiesz nam? – prosiła Zwinna.
- Proszę! – dołączyłam się i zrobiłam słodkie oczy.
- Prooooszę!
- Kris, prosimy…
- Dobrze, dobrze. Opowiem. – zaśmiał się i zaczął opowiadać. - Hmm, zaczęło się od naszego pradziadka. Był bardzo potężny. Miał dobre serce, pomagał zwykłym ludziom i przez to nazywali go ich „Drzewem Życia”.  Tak na marginesie, działał głównie w Korei Południowej i Chinach. Wracając, miał on wszystkie dwanaście naszych mocy, każda z nich na najwyższym poziomie siły –są różne poziomy mocy żywiołów. Potem spotkał naszą prababcię, ożenił się i miał dwóch synów. Jeden na stałe pojechał do Chin, drugi został w Korei. Każdy z nich posiadał sześć mocy. Ten pochodzący z Korei miał: wodę, światło, ogień, wiatr, ziemię, teleportację, ten z Chin: latanie, zamrażanie, elektryczność, telekinezę, uzdrawianie i kontrolę czasu. Potem każdy z nich spotkał swoją kobietę, pobrali się i mieli po sześć dzieci, każe po jednej mocy. Dwójka synów Chińskiego potomka „Drzewa Życia” przeprowadziła się do Korei, ale gdy urodzili się Xiumin i Chen, wrócili do Chin. Ja przez jakiś czas mieszkałem jeszcze w Kanadzie. Potem, gdy dorośliśmy na tyle, żeby iść do szkoły, ja, Xiu, Lay, Tao, Luhan i Chen przyjechaliśmy tutaj z Chin,  Suho, Baekhyun, Chanyeol, Kyungsoo, Kai i Sehun spotkali się w Seulu, a stamtąd przybyli do szkoły. Spotkaliśmy się wszyscy razem i mieszkamy w jednym domu. A nasz pradziadek zmarł jakieś 30 lat temu… To tyle. –zakończył z uśmiechem  Kris.
- Wow… Macie ciekawą historię rodzinną… Nie wiedziałam, że jesteście kuzynami… - powiedziałam. Nie mogłam zaprzeczyć, że bardzo zaciekawiły mnie ich korzenie.
- Kto to Kyungsoo? – spytała Emi.
- To D.O. Kyungsoo to jego imię, ale jest trochę za długie.
- Aha. – Zwinna pokiwała głową, na znak, że rozumie.
- A u was jak jest? Macie jakieś ciekawe rodzinne historie?  – tym razem to on się zaciekawił tematem naszych rodzin.
- Ekhem, ekhem. – Emi postanowiła opisać nam jej barwną rodzinkę. - Więc… Ja mam dziadka, babcię, mamę, tatę, dwa klony i psa. Poza nimi wszyscy nie żyją. I tylko ja, moja mama i babcia jesteśmy Zwinnymi. I tyle. Koniec. Nie mam niezwykłej historii rodzinnej. Tylko zbuntowany ojciec, inteligentny inaczej pies i wkurzający bliźniacy. – zaczęliśmy się wszyscy śmiać, ale ja po chwili przestałam.
Uświadomiłam sobie, że teraz to ja będę musiała opowiadać. Nie można powiedzieć, że historia rodziny Monroe nie jest ciekawa, ale jest smutna, mroczna i przesiąknięta krwią. Nie lubiłam o niej mówić. Tylko przypominała o moim wyodrębnieniu, inności, samotności… I podkreślała wielkie niebezpieczeństwo mojej rodziny… No trudno… muszę im powiedzieć, bo nie dadzą mi spokoju…
- Alice, twoja kolej. I nie waż się odmówić.  – Emi jakby czytała mi w myślach.
- Dobra… Już mówię. – wzięłam głęboki oddech i zaczęłam opowiadać. - Historia klanu Monroe sięga aż do starożytnego Egiptu. Członkowie Przeklętego klanu byli niezwykle potężni i w tych czasach byli nazywani  kapłanami, zajmowali posady w różnych świątyniach. Po upadku Egiptu klan Monroe rozpierzchł się po całym świecie. Byliśmy w Grecji, Rzymie, Galii, na ziemiach Słowiańskich, Celtyckich i jeszcze wielu innych. Nigdy nie było nas dużo, myślę, że  koło stu osób na pokolenie. Ta liczba przez jakieś 5 tysięcy lat nie malała, ale też nie rosła. Pod koniec średniowiecza głowa naszego rodu (znajdował się wtedy w Wielkiej Brytanii) w trakcie walki z NNr, którzy już wtedy działali, przez przypadek śmiertelnie zranił bratanka króla (Wilka). Król wpadł w szał. Skazał Przywódcę Przeklętych na śmierć, a za głowy reszty klanu obiecał ludziom i NN nagrody. Zaczęło się wielkie polowanie na Magów Krwi. Tak na marginesie, przez ten incydent ludzie twierdzą, że Wilkołaki i Wampiry są odwiecznymi wrogami. Pomylili nas z Wampirami, bo mamy związek z krwią… A przecież Wampiry ją piją, a nie nią walczą… Wracając, do tego wypadku mój klan był szanowany przez wszystkie istoty. Oprócz NNr. Za wszelką cenę chcieli, by któryś z Monroe  przyłączył się do nich, ale jeszcze żaden Mag Krwi nie zdradził NN. A po tym wypadku staliśmy się gorsi od NNr, chociaż to nie my dążyliśmy do zniszczenia ludzi. My pomagaliśmy ludziom. Pomagaliśmy innym nadnaturalnym. A przez jeden wypadek staliśmy się niczym więcej, niż bestiami, na które się poluje. Ukrywaliśmy się przez kilka wieków, nasza liczba drastycznie malała. Chociaż tamten król umarł kilka lat po wydaniu tragicznego dla Monroe rozkazu, NN ciągle nas szukali, by się zemścić. W połowie XX wieku z potężnego rodu zostało nie więcej niż dziesięć osób. Wtedy nowopowstały Rząd Nadnaturalnych zabronił zabijania Przeklętych Magów, objął ich ochroną, ale także byli pod jego stałą kontrolą. Powoli nasz klan zanikał, aż w końcu została tylko jedna para Magów Krwi. 16 lat temu urodziła się trzecia, jedyna na całe pokolenie dziedziczka Przeklętej Krwi… Ja. Z potężnego rodu Magów zostały tylko trzy osoby. Mój ojciec, mama i ja…
Tym (ta, jasne...) dramatycznym akcentem zakończyłam swoją opowieść.
Zdecydowanie nie lubiłam opowiadać tej historii… Kris i Emi słuchali w milczeniu, teraz też się nie odzywali.
Po dłuższej chwili Kris się odezwał.
- No… to konkurs na najlepszą historię rodzinną wygrywa… Emilia!! W nagrodę możesz nam zrobić popcorn. – z uśmiechem na ustach zaczął uciekać przed Zwinną, która ze śmiechem i krzykami goniła członka EXO z wielką chęcią uszkodzenia go. Nie mogłam wytrzymać i zaczęłam śmiać się jak obłąkana.
A co najgorsze, nie mogłam przestać… Chyba głupawki dostałam…
W pewnym momencie drzwi domu się otworzyły i weszło przez nie jedenastu chłopców z Suho na czele. Wszyscy stanęli nad nami i gapili się kompletnie zaskoczeni. Zastali nas tarzających się ze śmiechu po podłodze. Dodatkowo Kris trzymał się za kostkę, którą Emi mu uszkodziła podczas ich gonitwy.  Zupełnie nie było po nas widać tego, że jeszcze wczoraj wieczorem byłyśmy całe poharatane i ledwo żywe.
Po kilku chwilach zaczęłam dochodzić do siebie, a EXO, pozostawiając sprawę bez komentarza (w końcu sami często tak wyglądali), rozeszli się do swoich pokoi, by zostawić tam swoje plecaki. Gdy wreszcie przestaliśmy się śmiać, od razu poszłam do Xiumina.
Tak bardzo chciałam go zobaczyć… Wpadłam do jego pokoju i rzuciłam się mu na szyję.
- Xiumin… - z uśmiechem na twarzy się w niego wtuliłam.
- Hej, Lisku. Jak ci się spało? – on także się uśmiechnął.
- Hmm… Świetnie. A tobie? – spytałam i mocniej go objęłam.
- Wprost wspaniale. – Spojrzał mi w oczy i dodał. - Wspaniale, bo byłaś ze mną. – powiedział i mnie pocałował. Och, jak ja go kochałam… To było naprawdę urocze. Spędziliśmy jeszcze trochę czasu ciesząc się tylko swoim towarzystwem, ale musieliśmy wrócić do salonu i porozmawiać z resztą.
Mieliśmy przecież omówić szczegóły akcji „Emi i Alice mają mieszkać u nas” (Kris wymyślał nazwę). Zeszliśmy więc niechętnie do salonu, po drodze jednak wstąpiliśmy do pokoju mojego i Zwinnej. Musiałam podłączyć telefon do ładowania, bo bateria mi padała.
Zastanawiałam się, jak wyglądają pokoje pozostałych. Wiedziałam tylko, że są to pokoje dwuosobowe, ale byłam tylko u Xiumina i Tao (no i u nas). Ściany naszego pokoju (mojego i Emi) były w takich samych kolorach, w  jak moim poprzednim, czyli w zielonym i kawowym, podłoga natomiast była jak w dawnym pokoju Yuki i Emi. Były tam dwa łóżka złączone ze sobą, jedna duża szafa, dwa biurka, komoda i dwie pufy ( jedna biała, druga czarna). Wszystkie meble były z ciemnego drewna. Podłogę okrywał dywan w różnych odcieniach brązu. Duże okno, zajmujące połowę ściany,  przyozdobione beżową zasłonką znajdowało się na przeciwległej ścianie do tej zaopatrzonej w białe drewniane drzwi wiodące na korytarz. Wyszliśmy przez nie, minęliśmy jedną z dwóch łazienek (druga jest na parterze) i po kręconych schodach zeszliśmy do połączonego z kuchnią i jadalnią salonu. Zastaliśmy tam całe EXO i Emi siedzących na trzech kanapach ułożonych w kwadrat bez jednego boku naprzeciwko telewizora. Na jasnej ścianie obok niego wisiał obraz przedstawiający samotne drzewo. Domyśliłam się, że ma jakiś związek z ich pradziadkiem. Między kanapami stał spory szklany stolik do kawy, przy nim dwa puste fotele, w rogu znajdował się wygaszony kominek.  Spojrzałam na twarze zebranych. Wszystkie były uśmiechnięte, ale jednak poważne. No, prawie wszystkie. Chanyeol i Baekhyun właśnie byli zajęci walką z Chenem.
- No! Nareszcie jesteście! – zawołał Suho. - Ile można na was czekać??
- Oj tam, oj tam. Czepiasz się. – zaśmiał się Xiumin. Usiedliśmy razem na jednym fotelu i gdy lider zdołał uspokoić trzech najgłośniejszych członków EXO zaczęliśmy dyskusję. Głównie chodziło o to, czy wszyscy się z tym pomysłem zgadzają, jak przekonać nauczycieli i kiedy do nich pójść. Stwierdziliśmy, że pójdziemy do nich jeszcze dzisiaj i po prostu będziemy ich grzecznie prosić tak długo, aż się nie zgodzą. Później zaczęliśmy już myśleć o samej naszej przeprowadzce, o tym, kto będzie nosić nasze rzeczy, bo nie pozwolą nam samym nosić bagaży.
Tak. Wszyscy w EXO są prawdziwymi dżentelmenami, chociaż niektórzy wcale na nich nie wyglądają. W końcu, gdy omówiliśmy wszystkie sprawy dotyczące akcji „Emi i Alice mają mieszkać u nas” ruszyliśmy całą grupą w stronę szkoły.
Prosto do dyrektora.

~~*~~



środa, 21 stycznia 2015

Rozdział 11

Tak... Ten rozdział będzie krótki. Bardzo krótki... Przepraszam, ale tak wyszło... Nie miej jednak, zapraszam do czytania ^^
~Yuki
******************************************************






       Było rano, gdzieś koło 06:30. Xiumin z niechęcią otworzył oczy, chciał jeszcze sobie pospać. Miał taki piękny sen… Śniło mu się, że jest z Alice, że są razem na łące, leżą razem i patrzą na zachód słońca, przytulają się…
Czemu miał wrażenie, że ciągle śni…?
Zaraz, zaraz. Naprawdę ktoś go tulił. Spojrzał na tego kogoś i… to była Alice!
Co ona tu robiła?
Oczywiście, to mu nie przeszkadzało, ale był środek tygodnia, a dziewczyny spały u nich tylko w weekendy. Może coś się wczoraj stało? W końcu całe wczorajsze popołudnie przespał… Przez chwilę nie wiedział, co o tym myśleć. W końcu się uśmiechnął  i pogłaskał śpiącą dziewczynę po policzku, po czym delikatnie ją pocałował. Postanowił jej nie budzić. Jakby co, to tu wróci i zrobi to później. Powoli uwolnił się z jej uścisku i wstał z łóżka. Po ogarnięciu się zszedł na dół.
W kuchni zebrało się całe EXO.
- Czekaliśmy na ciebie, hyung. – powiedział Sehun.
- Coś się stało? – spytał lekko zdezorientowany Baozi.
Chłopcy opowiedzieli najstarszemu w domu o poprzednim dniu, a także o Yuki i jej bijatyce z Emi.
- Myślę, że powinniśmy coś zrobić. – powiedział Suho. Może i nie był najstarszy i był jeszcze niższy od Xiumina (Suho miał 172cm wzrostu, Xiu 173cm), i ogólnie był najniższy z EXO, ale był najbardziej zorganizowany (i podobno był bogaty), i wszyscy traktowali go, jak lidera grupy. Kiedy trzeba było, to potrafił ich zdyscyplinować. I teraz to był właśnie moment, w którym jego zdolność się objawiła (kiedy nie mógł nad nimi normalnie zapanować, posługiwał się jedzeniem). Wszyscy byli poważni. - Trzeba jakoś sprawić, żeby Alice i Emi nie natrafiały na tak liczne niebezpieczeństwa.
- Ale jak? – zabrał głos Luhan. - Co moglibyśmy zrobić?
- Może cały czas jeden z nas będzie z nimi wszędzie chodził? – zaproponował Chen.
- Nieee… To by mogło je odstraszyć… - Baekhyun odrzucił ten pomysł. - Poza tym, to by wyglądało jakbyśmy je prześladowali…
- To może kupilibyśmy te takie komunikujące się amulety i jakby coś się stało, z Kai’em teleportacja i bum! EXO na pomoc! – rzucił Chanyeol.
- No co ty! Przecież to ponad 9000$ za sztukę. A my potrzebujemy ich aż czternaście! – powiedział Lay.
- Właśnie! – wtrącił się Kai. - A poza tym mi by się nie chciało tak za każdym razem któregoś z was zabierać ze sobą. A co dopiera was wszystkich!
- Racja… To nie najlepszy pomysł, hyung. – Sehun poparł speca od uzdrawiania.
Padło jeszcze kilka złych i jeszcze gorszych pomysłów, powstała mała kłótnia i nagle ktoś cicho zaproponował:
 -A może by tak zamieszkały u nas…?
Gwar ucichł i wszystkie oczy zwróciły się ku D.O, który nieśmiało wypowiedział to zdanie.
- Kyungsoo… Jesteś genialny!! – Suho pochwalił chłopca.
- A może by tak najpierw spytać je o zdanie? – odezwał się Xiumin, który do tej pory nie wypowiedział ani słowa.
- C-co? – powiedzieli wszyscy jednocześnie. Wszyscy, oprócz Tao. On cały czas milczał.
- No, wypadałoby chyba zapytać się ich, czy w ogóle chcą, żebyśmy im pomagali. Ostatnio też chcieliśmy dobrze i myśleliśmy, że one tego chcą, nie zapytaliśmy się ich i Alice się prawie utopiła.
Chłopcy się zmieszali, ale po chwili rozległy się pomruki i potakiwania i zrobiło im się głupio.
- Racja… - zgodził się Suho. - Ale w każdym razie, pomysł mamy, trzeba będzie tylko porozmawiać z dziewczynami. Jeśli się nie zgodzą, naradzimy się razem z nimi i wymyślimy coś innego. – Lider postanowił, że na razie ten temat jest zamknięty. - A teraz… Musimy ustalić, kto dzisiaj nie idzie do szkoły i zostaje z nimi. – powiedział i spojrzał po twarzach pozostałych.
- Ja zostanę. – oznajmił Kris.
- Hyung, jesteś pewien? – spytał Kai. - Może lepiej, żeby Lay-hyung został…
- Nie, to dobry pomysł. – stwierdził Suho po przemyśleniu całej sprawy. – Kris-hyung, zostajesz dzisiaj w domu i opiekujesz się dziewczynami.
Na tym skończyła się „narada rodzinna”.



~~*~~

wtorek, 20 stycznia 2015

Rozdział 10





      Szłyśmy w przyjaznym milczeniu. Na dworze było już o wiele zimniej i niestety, żadna z nas nie miała kurtki. Jednak nie chciałyśmy szybko wracać. Wieczór był po prostu cudowny.
Był.
Ponieważ moje wspaniałe szczęście sprawiło, iż właśnie tej nocy NNr postanowili się pokazać.
Trzy Wilki i dwóch Zmiennych zaatakowało nas z zaskoczenia. Wilk skoczył między mnie i Emi. Zostałyśmy rozdzielone. Zmienni rzucili się na moją Zwinną. Chciałam jej pomóc, ale musiałam się skupić na Wilkach. Wbiłam krwistoczerwone kły w palce i moja krew poleciała do góry. Nie przyjęła żadnej określonej formy. Nie wiedziałam, co byłoby najlepsze w mojej sytuacji. Strzały? Tarcza? Miecz? Zawsze mogłam też ich po prostu ochlapać, ale wtedy byłoby mi trudniej „pozbierać” krew z powrotem. Zaatakowali. Nie miałam czasu, by zrobić coś poza długim ostrym czymś. Cięłam „tym” w Wilki. Jednego zraniłam w ramię, dwa pozostałe w pierś. Niestety, trucizna nie podziałała od razu, a jednemu z nich tylko przycięłam futro, ale udało mi się uniknąć ciosu i przy okazji zbliżyć się do Emi. Ona kopała swoich wrogów po wszystkim, co znajdowało się najbliżej. Zaczęło mi się robić słabo. To naprawdę trudne unikać ciosów wściekłych Wilkołaków jednocześnie utrzymując swoją krew w powietrzu siłą woli. Broniłam się przed NNr starając się nie nadużywać mocy, jednak to było kłopotliwe. Robiłam uniki, uciekałam przed nimi, potem wracałam do Emi, ale kilka razy musiałam użyć krwistej tarczy – niestety, to ona zabiera najwięcej energii… Nie wiem, jak i kiedy to zrobiłam, ale w pewnej chwili potknęłam się o korzeń, zachwiałam i moja broń rozprysnęła na wszystkie strony. Dwa Wilki były już sparaliżowane, jeden Zmienny zawył z bólu oparzony przez moją krew. Usłyszałam także krzyk Emi. Odwróciłam się do niej i zamarłam. Miała całe ramię poparzone. Poparzone przez moją krew. Jak najszybciej przywołałam czerwoną ciecz z powrotem do mnie i podbiegłam do Zwinnej.
- EMI! – Krzyknęłam. Łzy zaczęły mi płynąć z oczu.
Zatrzymałam się kilka metrów przed nią i nie mogłam zrobić ani jednego kroku dalej.
Bałam się.
Bardzo.
Bałam się, bo zrobiłam krzywdę kolejnej osobie, na której mi zależy. Znowu. Stałam tam i czułam się tak, jakby czas przestał płynąć.
- UWAŻAJ! ZA TOBĄ! – Krzyknęła Zwinna.
Za późno.
Wilk, którego nie udało mi się zranić, uderzył mnie z taką siłą, że poleciałam na odległe o trzy metry drzewo. Aż mi powietrze z płuc uciekło. Leżałam na ziemi niezdolna poruszyć nawet palcem. Wilk szedł w moją stronę z obnażonymi kłami. Szykował się do śmiertelnego ciosu. Nagle z nieba coś na niego spadło z taką mocą, że NNr wgniotło w podłoże.
Zaraz, nie coś, tylko ktoś…
Kris!
Szybko skończył z Wilkiem i pobiegł pomóc Emi. Nie wiem ile walczył z ostatnim Zmiennym, ale go pokonał, podniósł Emi i podbiegł do mnie.
- Kris… - powiedziałam słabo.
- Alice! Poczekaj tu!
- A-ale…
- Nie uniosę was obu! Odniosę ją szybko do domu i wyślę tu Kai’a! Wytrzymaj jeszcze chwilę! –krzyknął i wystrzelił w górę.
A ja leżałam. Nie mogłam się ruszyć. Głównie dlatego, że bolało, ale też z szoku, zmęczenia i poczucia winy. Znowu to zrobiłam… Znowu kogoś skrzywdziłam…  Jestem taka słaba!! Nawet nie potrafię się obronić bez używania mocy… Nie potrafię się ochronić bez krzywdzenia innych… Leżałam tak i płakałam w samotności. Robiło mi się coraz zimniej. Tak jak mówił Kris, po kilku minutach zjawił się Kai. Wziął mnie ostrożnie na ręce i powiedział:
- Trzymaj się mnie mocno. Teleportacja może być za pierwszym razem dla ciebie szokiem i możesz się przy tym bardzo źle poczuć, ale nie mamy wyboru. Po prostu zamknij oczy i mnie nie puszczaj.
Zrobiłam to, co mi polecił, poczułam się tak, jakby cały świat zaczął się kręcić z prędkością światła i po chwili byłam salonie w domu EXO. Otworzyłam oczy. Lay właśnie uzdrawiał Emi, która leżała na jednej z kanap. Kai położył mnie na drugiej i odwrócił się do Krisa.
- Mam powiadomić nauczycieli o NNr? – spytał. Ten tylko kiwnął głową. Kai się teleportował. Kris podszedł do mnie i uklęknął przede mną. Popatrzył na mnie i bez słowa przytulił.
A ja się całkowicie rozkleiłam.
Trzymałam go mocno za koszulę i ukryłam twarz w jego ramionach. Miałam już dość tego dnia. Zaliczał się zdecydowanie do jednego z najgorszych w moim życiu. Leżałam przytulona do Krisa i modliłam się, by ten dzień się już skończył.
Zanim Lay skończył pomagać Emi i zabrał się za mnie zdążyłam się trochę uspokoić. Już parę razy mnie uzdrawiał. Zawsze to było takie ciepłe, przyjemne uczucie. Dzięki temu nawet przestałam płakać.
Tylko pojedyncze łzy mi leciały z oczu. Spojrzałam na Lay’a.
Był wykończony. Dwa razy dzisiaj musiał pomagać Emi i teraz jeszcze mnie, ale mimo swojego stanu, zdołał się jeszcze uśmiechnąć.
- I jak się czujesz? – spytał słabym głosem.
- Świetnie. Nic mnie nie boli. Dziękuję… - głos mi się łamał, ale powstrzymałam płacz. Nawet udało mi się lekko uśmiechnąć.
- To dobrze… - odpowiedział i zwrócił się w stronę schodów. Po drodze zachwiał się i gdyby nie szybka pomoc Luhana, wywróciłby się. Jelonek odprowadził go do pokoju i wrócił do salonu.
Kai zdążył się w tym czasie teleportować z powrotem do domu. Też wyglądał na zmęczonego.
Zerknęłam na Emi.
Spała.
I dobrze. Powinna odpocząć. Poza tym, nie wiedziałam, czy na pewno chcę z nią teraz rozmawiać. Bałam się, że się ode mnie odwróci. Z moich czarnych rozmyślań wyrwał mnie Tao.
- Alice, co się właściwie stało?
- Ja… NNr nas zaatakowali i… My się broniłyśmy. Użyłam mojej mocy… I… I przez przypadek poparzyłam Emi. Ja… Nie chciałam… Potknęłam się i… I… Ja… - zaczęłam się jąkać, łzy na nowo zaczęły mi płynąć z oczu. Dodałam szeptem - Przepraszam… Naprawdę nie chciałam… Przepraszam…
- Dobrze, rozumiem. – Spojrzałam na chłopca. Uśmiechał się smutno. - Na szczęście nic wam się nie stało… Znaczy… Teraz nic wam nie jest, bo Lay hyung was uleczył… Ale..
- Dobrze, rozumiem. – Uśmiechnęłam się. Nagle poczułam, że wiem co muszę zrobić. - Tao…?
- Tak?
- Ja... jestem słaba. – powiedziałam cicho podnosząc się. – I się boję… Ja... N-nie umiem obronić osób, na których mi zależy... Trenujesz Wu Shu, prawda?
Tao kiwnął głową.
 - Możesz mnie nauczyć technik samoobrony?
- Chcesz się uczyć Wu Shu? – chyba był trochę zdziwiony.
- T-tak. Znaczy... Chcę się stać silniejsza. Chcę móc się obronić bez używania mocy.
- Jasne! - Tao uśmiechnął się. - Pewnie, że cię nauczę! Znaczy, na pewno będę cię uczył, czy cię nauczę to inna sprawa.
- Dziękuję.
Gdy ja rozmawiałam z Tao, Chen i D.O poszli po rzeczy moje i Emi. Nie wiem, skąd wiedzieli, jakie piżamy, kosmetyki i ubrania musieli wziąć, a tym bardziej nie wiem, jak weszli do naszych pokoi bez kluczy, ale przynieśli je.
 Suho powiedział, że przenocujemy u nich i jutro, pomimo szkoły, zostaniemy w domu. Podobał mi się ten pomysł. Nie miałam siły, żeby w ogóle myśleć o szkole. Wzięłam moją torbę od Chena i poszłam się przebrać. Sehun pomógł mi wejść po schodach. Już przebrana w piżamę ruszyłam w stronę pokoju, w którym razem z Emi spałyśmy ostatnio, ale drogę zagrodził mi Tao.
- Możesz dzisiaj spać u Xiumina? – spytał. - Chciałbym być teraz z Emilią. Jeśli pozwolisz…
- Dobrze. – uśmiechnęłam się i poszłam do mojego Baozi. Weszłam cicho do pokoju, postawiłam torbę na ziemi i wsunęłam się pod kołdrę. Przytuliłam się do Xiumina i zasnęłam. Na szczęście, tej nocy śniłam tylko o pandzie uczącej sztuk walki czerwonego lisa, czyli dziewczyny białej, okrągłej bułeczki.



~~*~~

poniedziałek, 19 stycznia 2015

Rozdział 9





       Była druga połowa listopada. Od października do teraz było bardzo spokojnie. Na teren szkolny nie przedostali się żadni NNr, szóstego listopada Kris miał urodziny, nauka szła mi tak samo, jak zawsze, lekcje pływania z Suho dawały efekty (w szkole mamy basen), cała szkoła wiedziała, że Emi i Tao są razem (chociaż o samej Emi wcześniej wiedziały tylko Klasa Księżycowa i Klasa Żywiołów), o mnie i Xiu wiedzieli tylko EXO, Emi i Yuki, prawie cały wolny czas spędzałam z chłopakami i Zwinną, rzadziej widywałam się ze Zmienną.
Tak naprawdę jedyną złą rzeczą, jaka mnie w tym czasie spotkała, to sny.
Tak, ciągle powtarzał się ten sen. Za każdym razem stawał się coraz bardziej realistyczny. Wszystko było wyraźniejsze, mocniejsze, czasem nawet czułam zimno pochodzące od śniegu. Ale nie zobaczyłam twarzy osoby, którą tam rozpoznałam. Nie wiedziałam, kto w tym śnie zginął…
W każdym razie, źle sypiałam. Ale to nie był aż tak straszny problem.
Lay mi pomagał. Jego moc uzdrawiania potrafiła leczyć niewyspanie.
Fascynujące… 
Wracając, było naprawdę pięknie, aż do dzisiaj. Po lekcjach, jak zwykle wybierałam się do chłopaków. Musiałam tylko zostawić książki w pokoju, bo nie chciałam ich targać ze sobą. Poszłam do internatu, weszłam na moje piętro i stanęłam zaskoczona. Przed drzwiami do mojego pokoju ubrana w szkolny mundurek czekała Yuki.
Zdenerwowana Yuki.
- Hej. Co ci się stało? Znowu ktoś cię za ogon pociągnął? – spytałam ją.
Yuki często chodzi w formie ludzkiej, ale zamiast ludzkich uszu miała kocie i chodziła z ogonem na wierzchu. Czasami ktoś dla zabawy ją za niego ciąga, albo przez przypadek nadepnie.
- Nie. Mój ogon nie ma z tym nic wspólnego. – odpowiedziała ze złością.
- Och… To co się stało?
- Hmm.. Oprócz tego, że moja „przyjaciółka” ma mnie gdzieś, to nic… - słowo „przyjaciółka” wysyczała patrząc na mnie z nienawiścią. Gapiłam się na nią zdezorientowana.
- C-co? O czym ty mówisz? – spytałam, bo nie bardzo rozumiałam, o co jej chodziło.
- Nie wiesz? Chodzi o to, że wolisz spotykać się EXO niż ze mną! – warknęła. - Już nawet ze mną nie rozmawiasz!
- Ale… Yuki. Przecież ja nie…
- Przestań! Cicho bądź! – krzyknęła na mnie. Kolor jej oczu z błękitnego zmienił się w żółty. Zaczęła gniewnie machać ogonem. - Nawet nie zauważyłaś, że mnie przy tobie nie ma, prawda? Nie przeszkadza ci to. Kiedy mnie nie ma, jesteś o wiele szczęśliwsza, prawda?!
- N-nie… To nie prawda.. Yuki, przecież jesteśmy przyjaciółkami…  - Stałam tam osłupiała i przerażona. Nigdy jej takiej nie widziałam. W odpowiedzi zasyczała na mnie. Tak, zasyczała. Zupełnie, jak rozzłoszczony kot.
- Zamknij się! Nigdy więcej nie mów, że jestem twoją przyjaciółką! Już nie jestem, rozumiesz?! Nienawidzę cię!  Słyszysz?! Nienawidzę! – Gdy to mówiła jej krótkie brązowe włosy się zjeżyły, coraz mocniej machała ogonem. Jej paznokcie zmieniały się w pazury.
- Y-Yuki… - łzy stanęły mi w oczach. - Przestań, proszę…
Ale ona nie słuchała. Straciła kontrolę. Zaczęła krążyć wokół mnie. Szykowała się do ataku. Teraz to dopiero byłam przerażona.
- Yuki, nie rób tego. – Starałam się mówić spokojnie. - Wiesz przecież, że jeśli mnie zranisz, będziesz miała kontakt z moją krwią… - Powoli cofałam się w stronę drzwi do mojego pokoju.
Mimowolnie potrząsnęłam moimi pierścieniami. Krwistoczerwone kły wysunęły się. Yuki na chwilę się zawahała. Wykorzystałam to. Jak najszybciej otworzyłam drzwi i wpadłam do pokoju. Zmienna z sykiem rzuciła się za mną, ale zdążyłam zamknąć drzwi na czas.
Siedziałam na podłodze oparta o drzwi i słuchałam warknięć, gniewnych pomruków i drapania o drewno. Yuki próbowała się tu dostać, ale nie miała szans ze szkolnymi drzwiami.
Po twarzy leciały mi strumienie łez.
Właśnie po raz kolejny ktoś, na kim mi zależało, odwrócił się ode mnie. Jeszcze przez długi czas trwałam w tej pozycji, pilnując, by nikt się nie dostał do mojego pokoju. Nie ruszyłam się z „domu”, aż do następnego dnia.

~~*~~

- Czemu nie było cię wczoraj? – spytał smutno Xiumin przed lekcją, opierając się o moją ławkę. - Czekałem na ciebie.
Spojrzałam mu w oczy i opowiedziałam o wczorajszym dniu. Dziwne, że wcześniej nie zauważył moich zaczerwienionych od płaczu oczu…
Zadzwonił dzwonek. Xiu ze smutkiem wrócił na swoje miejsce.
Przez wszystkie lekcje byłam nieobecna. Nie mogłam się na niczym skupić. O 15:05 skończyłam zajęcia. Po nich poszłam od razu do mojego pokoju. Zanim do niego weszłam przez dobre 5 minut patrzyłam się na drzwi do niego prowadzące.
Widniały na nich długie cięcia, pozostawione przez kocie pazury.
Byłam smutna, ale powoli zaczynałam być na nią wściekła. Przecież powinna się cieszyć z tego, że znalazłam nowych przyjaciół. Że się leczyłam z chorej nieśmiałości. Zostawiłam moje książki w sypialni, przeprałam się w T-shirt, jeansy i bluzę, na ręce zawiązałam bandankę (bardzo mi się taki styl spodobał. Dzięki ci, Emi!) i poszłam pod Klasę Księżycową.
Nie do Zmiennej.
Do mojej Zwinnej.
Dziewczyny miały teraz w-f. Stałam przed salą i patrzyłam na Wilki grające w dwa ognie z Zmiennymi. Emi była w drużynie Wilków. Teraz ona miała piłkę. Rzuciła nią i… trafiła Yuki w głowę. Chociaż stałam poza salą, słyszałam jak Yuki krzyknęła:
- Ty idiotko! Patrz, gdzie rzucasz!
- Och, przepraszam. Ale w tej grze chodzi oto, żeby trafić kogoś piłką! Wiesz?
- Nie będziesz mnie pouczać, zabaweczko Brzydkiej Pandy z EXZOO! – Wydarła się Yuki.
- Odszczekaj to, Kocie! Nikomu nie wolno obrażać Tao! – Emi cała wrzała. Zmienna w odpowiedzi rzuciła się na nią. Przeturlały się razem po podłodze. Emi z całej siły nadepnęła Yuki na ogon. Ta zasyczała i podrapała ją w twarz. Zwinna z kolei kopnęła Yuki w kolano. Szarpały się jeszcze chwilę, ale zostały rozdzielone przez nauczyciela. Dwa Wilki musiały je trzymać z dala od siebie, bo ciągle się wyrywały i wyzywały.
- Idź to tej swojej przeklętej Pijawki i EXZOO!  Nie zasługujesz na bycie ze Zmiennymi!
- Uważaj na słowa, Łysy Sierściuchu! Robisz sobie niebezpiecznych wrogów!
- Że niby mam się ciebie bać?! Nawet myszy są straszniejsze od ciebie!
- Ja?! Ooo.. Nie mówię o mnie. Chociaż nie wiesz, na co mnie stać. To Alice i EXO powinnaś się bać!
Yuki w odpowiedzi się zaśmiała.
- Nie boję się Pijawki! Ona jest jak robak! Wystarczy ją zdeptać!
- Uważaj, bo zaraz będzie tu przejechany kot! Nie, przepraszam. Nie kot, tylko łysy szczur!
- DOSYĆ! – kłótnię dziewczyn przerwał nauczyciel (Wilk). - Co się z wami dzieje?! Koniec tej bójki!! Zostaniecie po lekcji i będziecie sprzątać salę, zrozumiano?
Nie odpowiedziały.
- ZROZUMIANO?! – warknął Wilk.
- Tak, proszę pana… - mruknęły obydwie. Reszka lekcji (czyli jakieś 15 min.) minęła bez problemów. Przyjrzałam się dziewczynom. Emi miała po trzy/cztery cięcia na prawym policzku, na brzuchu oraz na lewym nadgarstku. Dodatkowo kilka siniaków. Yuki kulała na jedną nogę i miała więcej siniaków niż Emi.
Gdy lekcja się skończyła, wszyscy, oprócz Zwinnej, Yuki i nauczyciela wyszli z hali. Uczniowie mijali mnie, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że tam byłam. Czekałam cierpliwie, aż Emi skończy sprzątać.
Niestety, to Yuki skończyła wcześniej.
Rzuciłam się do ucieczki. Musiałam się schować. Po wczorajszym wypadku bałam się nawet na nią patrzeć. Schowałam się za zakrętem korytarza. Na szczęście Yuki mnie nie zauważyła.
Wróciłam pod salę. Emi właśnie z niej wyszła. Cała trzęsła się za złości. Gdy tylko mnie zobaczyła, zmienił się jej wyraz twarzy. Z wymuszonym uśmiechem podbiegła do mnie lekko i spytała:
- H-hej, Alice? Co tam? Wiesz, zobaczyłam dzisiaj takiego kotka małego i chciałam się z nim… pobawić! Tak, pobawić… I.. I mnie podrapał, słodziak jeden i.. – Wymyślała wymówkę na poczekaniu. Starała się ukryć  przede mną fakt, że Yuki nas nienawidzi. Za późno.
- Emi… - Zwinna na mnie spojrzała. - Widziałam to. Nie musisz kłamać. Ja wszystko widziałam. Wiem o Yuki…
- Alice… Ja… - W jej oczach pojawiły się łzy. – Ja… Yuki… Ona nas… Ona… - po jej policzkach potoczyły się duże krople. Podeszłam do niej i ją przytuliłam.
- Wiem… - Powiedziałam, ledwo powstrzymując płacz. Emi już się rozkleiła. Pierwszy raz widziałam, jak płakała. Nigdy to się nie zdarzyło. Nie będę o tym więcej mówić… To trudne… W każdym razie, gdy się opanowałyśmy, było już koło 17:00 poszłam z Emi pod jej pokój. Kolejny problem. Emi mieszka w jednym pokoju z Yuki. Na szczęście jej nie było. Gdy Zwinna się przebrała w swój czarno-czarny zestaw poszłyśmy do chłopaków.

~~*~~

- Co macie takie miny? – spytał Suho zamykając za nami drzwi.
- Właśnie straciłyśmy przyjaciółkę… - powiedziałam smutno. - Yuki nas nienawidzi.
Weszłyśmy do salonu. Popatrzyłam na twarze zebranych w pokoju.
- A gdzie jest Xiu…? – zapytałam pociągając nosem. Chciałam się do niego jak najszybciej przytulić.
- Jest na górze. Śpi. – odpowiedział Chen. Spojrzałam na niego pytająco. – Nauczyciel poprosił go, żeby pomógł mu w sortowaniu dokumentów przyszłych uczniów Klasy Żywiołów… Wrócił jakieś 10 minut temu i od razu się położył.
- Och… - Byłam w stanie powiedzieć tylko to.
- Emi, co ci się stało? – Tao podbiegł do Zwinnej i z troską pogłaskał ją po rannym policzku.
- Pobiłam się z Yuki… - mruknęła w odpowiedzi i skrzywiła się. Z rany poleciała krew. Tao odwrócił się do Lay’a. – Hyung…?
- Już się robi. – Chłopak wstał i podszedł do Emi. - Daj mi rękę. – powiedział łagodnie, a ona to zrobiła.
Delikatnie ją złapał, zamknął oczy i po chwili jej rany zaczęły się zasklepiać, siniaki zanikać. Otworzył oczy puścił rękę Emilii.
- Gotowe! – oznajmił i uśmiechnął się. Teraz po zadrapaniach zostały tylko lekko-czerwone paski, które po kilku minutach zniknęły.
- Dziękuję… - odpowiedziała Emi i przytuliła się do jej Taosia. Ja usiadłam na kanapie obok Chanyeola i Baekhyuna. Chłopcy kłócili się o coś. Chyba chodziło o to, kto potrafi więcej zjeść… Nie wnikam.. Siedziałam z podciągniętymi kolanami do góry i słuchałam wesołych rozmów innych. Emi i Tao tylko siedzieli przytuleni do siebie i milczeli. W pewnym momencie poczułam coś mokrego na twarzy.
- Alice? Co się stało? Czemu płaczesz? – Baekhyun popatrzył na mnie.
- Co? – spytałam. - Ja płaczę? – otarłam łzy. – Nie wiem, o co chodzi.. Jest mi tylko trochę smutno…  Nie wiem, czemu płaczę…
- Hmm… Skoro ci smutno, to może chcesz, żeby cię przytulić? – uśmiechnął się Chanyeol.
- Yhy… - potaknęłam. Po chwili tuliło mnie dwóch chłopców – Chanyeol i Baekhyun. Zaczęłam się śmiać, bo obydwaj rozpoczęli łaskotkowy atak. Atmosfera w pokoju stała się o wiele lżejsza. Podczas tych „tortur” przez przypadek kogoś kopnęłam raz, czy dwa… ewentualnie sześć razy… i nie tylko jedną osobę, ale jakoś nie zrobiło to na nikim wrażenia. W tym momencie po raz kolejny dziękowałam losowi, że dał mi takich przyjaciół. Chociaż miałam dzisiaj okropny dzień i parę razy chciałam płakać tak głośno, że każdy by usłyszał, to teraz dzięki nim się śmiałam. Zawsze wiedzą, jak mnie pocieszyć.
Po jakieś godzinie spędzonej u nich w salonie postanowiłam zajrzeć do Xiumina. Weszłam na górę i skierowałam się do jego pokoju. Spał na dole piętrowego łóżka. No tak, w końcu dzieli go z Tao… Podeszłam do mojego śpiącego Baozi i usiadłam obok niego (łóżko, chociaż piętrowe, spokojnie mogło pomieścić dwie osoby).
Czy mówiłam już, że kiedy śpi wygląda tak niesamowicie uroczo i niewinnie?
Chyba tak… Pogłaskałam go po głowie, delikatnie pocałowałam go w czoło,  poprawiłam mu koc, po czym cichutko wyszłam z pokoju i wróciłam do reszty.
- A gdzie Kris? – spytałam, bo brakowało mi jednego z nich.
- Chciał się przewietrzyć. Poszedł sobie polatać. – wyjaśnił Sehun. Wzruszyłam ramionami, po czym dołączyłam do wesołej rozmowy. W sumie… też bym się przeszła po lesie… Taki ładny księżyc… To szczegół, że ostrzeżenie o NNr ciągle trwa. Przecież od ponad miesiąca nikt się nie przedostał na szkolny teren… Posiedziałam z nimi jeszcze jakąś godzinę, a potem pożegnałam się i wyciągnęłam Emi na dwór.
- Idę na spacer do lasu. Idziesz ze mną, czy wracasz do internatu? – spytałam ją. Chwilę się wahała, ale w końcu odpowiedziała.
- Idę z tobą. Nie chcę się spotkać z Yuki szybciej, niż to będzie konieczne.
- Skoro tak mówisz... Chodźmy.



~~*~~

Rozdział 8





      Było zimno. Biegłam spokojnie przez las. Miałam zamknięte oczy. Byłam zmęczona, ale szczęśliwa. Nagle upadłam. Poczułam coś mokrego na rękach. Otworzyłam oczy. Krew. Spojrzałam wyżej. Ciała. Kilka ciał ponabijanych na drewniane kolce. Niektóre były porozrywane. Mnóstwo krwi. A na środku polany wielki krwawy napis: „CHCEMY ICH”. Poderwałam się do siadu i zakryłam dłonią usta. Nigdy nie widziałam takiej masakry. I  wtedy spojrzałam na twarz najbliższej martwej osoby. Zaczęłam krzyczeć i płakać. Znałam ją. Znałam tą osobę. To była…

Poczułam coś mokrego na twarzy. Z niechęcią otworzyłam oczy. Głowa mnie cały czas bolała, ale nie tak bardzo, jak przedtem. Leżałam na jakimś łóżku. Nade mną pochylał się Xiumin.
Płakał.
- Mmm… Co się…? – mruknęłam.
- Alice… - szepnął i mnie przytulił. - Tak się bałem…
- Hmm…? Czemu..? Przecież nic się nie stało… - powiedziałam cicho. Pozwoliłam się mu tulić tak długo, jak chciał. Dyskretnie rozejrzałam się po pomieszczeniu, w którym byliśmy. To był nasz pokój, mój i Emi. Byliśmy sami. 
W końcu Xiumin powoli odsunął się ode mnie. Spojrzałam mu w oczy. Były czerwone i mokre. Na jego policzkach widniały ślady łez.
- Och… Xiumin… - teraz to mi zaczęły napływać łzy do oczu. Nie tylko z powodu snu, który stał się jeszcze bardziej straszny i realistyczny. Chciało mi się płakać, bo mój Xiumin był smutny. Bo martwił się o mnie. Bo przeze mnie płakał. I nawet nie starał się tego ukryć. To było takie urocze.
- Alice… - Po jego policzku popłynęła kolejna łza. Wyciągnęłam powoli rękę w jego stronę i delikatnie starłam kroplę. Poruszył się niespokojnie. Natychmiast zabrałam dłoń. Zapomniałam, że Xiu nie lubi, gdy ktoś dotyka jego twarzy. Ja zresztą też tego nie lubię. Ale on tylko chwycił moją rękę i położył w miejscu, gdzie była wcześniej. Tylko, że teraz on także mnie trzymał. Siedzieliśmy tak w milczeniu i patrzyliśmy sobie w oczy. Niechętnie przerwałam ciszę (nie przerywając kontaktu wzrokowego).
 -Powiedz… Co się właściwie stało po tym jak ja… zemdlałam…?
- Kai teleportował się do Lay’a, przybiegli do salonu, Lay cię uleczył, a przynajmniej próbował. Potem zaniosłem cię tutaj i cały czas byłem z tobą.
- Czyli jak długo?
- Jakieś trzy godziny…
- Xiumin… - był za mną przez trzy godziny! I mnie nie opuścił nawet na moment… Przecież było gdzieś koło 16:00… - A co z obiadem?? Nic nie jadłeś?
Chłopak pokręcił głową.
- Chciałem zostać z tobą… Jedzenie może poczekać.
- Ale…
- Nie, Alice. Chcę być tutaj. Z tobą. Nie chcę cię opuszczać nawet na moment. Wyjdę z tego pokoju tylko wtedy, gdy ty wyjdziesz.
- Xiumiś… - Powoli się podniosłam i przytuliłam go. Siedzieliśmy tak przytuleni przez dłuższy moment. Tak bardzo się o mnie martwił. Znowu spojrzałam mu w oczy. Nagle odezwał się.
- Masz takie piękne oczy… - szepnął. - Mają przepiękny kolor…
- S-słucham? – pokręciłam głową. - Moje oczy nie mają swojego koloru… Są nieokreślone…
- Są piękne! Szaro-zielono-brązowe… Wyjątkowe. - zbliżyliśmy się do siebie. Jego twarz znajdowała się kilka centymetrów od mojej. I wtedy złożył mi delikatny pocałunek. Spojrzał na mnie i powiedział trzy magiczne słowa:
- Kocham cię, Alice.
- Ja ciebie też.. – szepnęłam i tym razem, to ja go pocałowałam. Delikatnie, powoli… Siedzieliśmy tak złączeni jeszcze przez długi czas…

~~*~~

Trzymana za rękę przez Xiumina wyszłam z pokoju. Gdy tylko pojawiliśmy się w salonie wszyscy zaczęli się wypytywać, o to jak się czuję, czy wszystko ok i takie tam. Powstał mały chaos, ale ja tylko się zaśmiałam i z uśmiechem na ustach odpowiadałam na ich pytania. Potem, gdy już ich ciekawość została zaspokojona oświadczyliśmy im, że jesteśmy głodni. D.O odgrzał nam obiad (nie pamiętam już, co to było). Gdy skończyliśmy jeść, ja i Emi musiałyśmy się zbierać. Było koło 18:00, a następnego dnia mieliśmy mieć sprawdzian z Historii Sił Natury (taki przedmiot o żywiołach i rodzajach mocy – nie lubię go).  Na pożegnanie Tao pocałował Zwinną (od soboty wiedzieliśmy, że są razem), a ja przytuliłam Xiumina. Pożegnałyśmy się z resztą EXO i wyszłyśmy. Gdy Emi była już na zewnątrz, ja wychodziłam przez drzwi. Xiu złapał mnie za rękę i zatrzymał na progu domu.
- Uważaj na siebie. – szepnął i delikatnie mnie pocałował.
- Dobrze. – odszepnęłam i ruszyłam w stronę internatu.


~~*~~