Obudził
mnie promyk słońca, który nieśmiało przebijał się przez zasnute chmurami niebo
i wpadał do pokoju przez na wpół zasłonięte okno. Otworzyłam oczy i rozejrzałam
się po sypialni Tao i Xiumina.
Była
całkiem spora. Ściany były pomalowane na żółto i pomarańczowo. Stonowane,
ciepłe i nie rażące kolory. Stały tutaj dwa biurka, na każdym z nich laptop i
kilka różnych rzeczy, takich jak kartki samoprzylepne, długopisy i inne takie. Poza tym były tam półka z książkami, spora szafa, dwie pufy,
drewnianą podłogę zdobił czarno-biały dywan, duże okno przysłaniała biała
firanka. Pokój był nowoczesny i przytulny,
jak z resztą cały dom. Znajdowała
się tam także komoda i piętrowe łóżko. Na którym leżałam sama. No tak, przecież
oni poszli do szkoły… Na małym nocnym stoliku obok łóżka był mały talerzyk z
ciasteczkiem, a pod nim liścik. Usiadłam na łóżku, wzięłam do ręki zapisaną kartkę
papieru i gryząc przepyszne ciastko zaczęłam czytać. Nie było tego dużo. Tylko:
„Hej. Jak się czujesz?? ^^
Mam nadzieję, że się wyspałaś,
bo będziesz musiała pilnować
Emi i Krisa, który został, by się wami opiekować.
Tylko nie znęcaj się nad nim za bardzo ;)
Wrócimy po 14:30. Miłego dnia, mój Lisku :*
Twój
Xiumin <3”
Nie mogłam
się nie uśmiechnąć. To było takie urocze i… romantyczne?
Tak,
zdecydowanie to było romantyczne.
Spojrzałam
na zegarek (stał na komodzie). Była 09:30. Całkiem długo spałam… Wstałam,
przeciągnęłam się, wzięłam moją torbę i poszłam się ogarnąć.
Chłopcy
uznali, że wezmą z mojego „domu” dla mnie tylko czysty T-shirt , bieliznę
(ciekawa jestem, jak długo jej szukali i jak długo ją wybierali…) i jeansy (te,
które miałam wczoraj podczas walki mi się podarły…). Gdy doprowadziłam się do
porządku, zeszłam na dół zjeść śniadanie. Schodząc po schodach usłyszałam głosy
dochodzące z kuchni.
Emi i Kris
siedzieli przy stole pijąc cappuccino.
Zawahałam
się.
Bałam się
reakcji Zwinnej. Co jeśli mnie nienawidzi? Przecież bardzo ją skrzywdziłam. Co
prawda, nieświadomie, no, ale jednak… Zobaczyła mnie. Natychmiast zerwała się z
miejsca i z krzykiem rzuciła się na mnie.
- Alice! Nic ci nie jest? Jesteś cała? Miałaś nie brać na poważnie tego „nigdy więcej
nie walcz z NNr beze mnie”! - mówiła
dusząc mnie.
- Ehehe…
Już dobrze. Nic mi nie jest… Emi… D-dusisz… Emi.. Emi!! Nic mi nie jest, ale za
chwilę mi będzie, bo mnie udusisz! – gdybym miała czym oddychać, to bym
wybuchła śmiechem.
Gdy już
mnie puściła, przywitałam się z Krisem, który próbował ukryć swoje rozbawienie.
No jasne,
przecież widok dziewczyny nieświadomie duszącej drugą dziewczynę jest
przezabawny…
W każdym
razie, zajęłam miejsce obok niego i naprzeciwko Emilii. Kris od razu wstał i
spytał, co chcę na śniadanie. Powiedziałam, że jest mi obojętnie i żeby sam coś
wybrał. Zrobił mi po prostu tosty. Były
dobre… Nie aż tak, jak D.O, ale smakowały mi. Oczywiście nie powiedziałam tego
na głos, bo Kris by się zasmucił, zezłościł, albo wybuchnął śmiechem. Z nim
nigdy nic nie wiadomo… Niby taki elegancki i zimny mężczyzna, a tak naprawdę to
duże naiwne dziecko, które często dziwnie się zachowuje, przy czym rozśmiesz
wszystkich dookoła…
Tak… zdążyłam
już ich poznać tak dobrze, że mnie nie zaskakiwali… zazwyczaj. Czasami każdy z
nich ma takie pokręcone pomysły, że nikt nie jest w stanie ich przewidzieć,
nawet oni sami…
I za to ich
kocham.
A-ale nie w
tym sensie… znaczy… kocham ich jak braci
(których z resztą nigdy nie miałam… i mieć nie będę…). Z nimi nie można się
nudzić, zawsze coś robimy, nigdy nie jest cicho, nawet jak nic nie mówimy… Teraz
akurat było cicho… Gdy skończyłam śniadanie było koło 10:00. Szybko umyłam zęby
i wróciłam do kuchni. Kris chciał z nami coś omówić.
- Więc? O
co chodzi? – spytałam zaciekawiona.
- Cóż…
Martwimy się o was. – zaczął powoli, ostrożnie dobierając słowa. - Za dużo
nieszczęść, niebezpieczeństw wam się przytrafia.
Obie
milczałyśmy. To była prawda, nie było czego ukrywać. Straciłyśmy przyjaciółkę,
zostałyśmy zaatakowane (ja nawet dwa razy), prawie się utopiłam, Emi została
poważnie ranna.
- Rano
mieliśmy zebranie EXO. – kontynuował Latający. – Długo rozmawialiśmy o waszej
sytuacji, trochę się pokłóciliśmy i ustaliliśmy, że powinniśmy wam jakoś pomóc.
Spojrzał
nam w oczy. Nie wiedział, jak się do tego zabrać, widocznie ten temat sprawiał
mu trudności. Ciekawe, o co mu chodziło…
- Tak…
Wymyśliliśmy, że… - postanowił przejść do sedna sprawy. - Że mogłybyście tutaj
zamieszkać.
Wpatrywałyśmy
się w niego całkowicie zaskoczone. Zamieszkać z EXO…?
- Z nami.
Eee… tak. Miałybyście tutaj razem pokój, ten sam, co wcześniej. Tylko musimy
znać waszą opinię. Czy chciałybyście się do nas przeprowadzić?
Wymieniłyśmy
z Emilią spojrzenia.
Czy
chciałyśmy??
Chwilę się
zastanawiałyśmy, później zgodnie stwierdziłyśmy.
- Tak!
–powiedziałyśmy jednocześnie.
- Oczywiście,
że chcemy tu mieszkać! – Emi nie posiadała się z radości. - Nie będę musiała
dzielić jednego pokoju z… z nią… - skrzywiła
się na wspomnienie o Yuki, ale zaraz potem się rozpromieniła.
- Byłoby
cudownie, gdybym z wami mieszkała, tylko… - uśmiechnęłam się smutno. - Wątpię,
by nauczyciele mi na to pozwolili… Przecież ja nawet nie mam współlokatora…
- Zgodzą
się. – odezwał się z pewnością w głosie Kris. - Jak tylko zobaczą moje
wspaniałe zdolności Wu Shu, to od razu podpiszą dokumenty, a nawet sami będą
przenosić wasze rzeczy.
- Ty i Wu
Shu? A czy przypadkiem nie miałeś na myśli Tao…? – zapytałam rozbawiona.
- Nieee… - próbował
być poważny, ale coś mu nie wyszło. Chwilę później cała nasza trójka tarzała
się ze śmiechu po podłodze kuchni. A nie mówiłam, że nie da się z nimi nudzić? Nawet, jeśli jest tylko jeden z nich…
~~*~~
Popołudnie
tylko z Krisem i Emi minęło nam bardzo przyjemnie. Kris opowiadał nam o
lataniu. Byłyśmy bardzo ciekawe, jakie to jest uczucie.
To znaczy,
ja byłam ciekawa, bo Emi już raz z nim leciała… Ja wtedy doznałam zaszczytu
teleportowania się (straszne zawroty głowy + wykręcenie żołądka… nie polecam…).
Kris zaproponował mi lot, ale na dworze było zimno, a ja nie miałam zamiaru
szybko opuszczać tego domu.
Czułam się
tutaj bezpieczna.
Poza tym
rozmawialiśmy o EXO. Zawsze mnie zastanawiało jakie są między nimi relacje,
więc spytałam o to Krisa.
- Wiesz…
Jesteśmy dla siebie jak bracia, ale jesteśmy dalszymi kuzynami.
- Naprawdę? Jesteście spokrewnieni?
- Tak… Mamy wspólnego
pradziadka.
- Opowiesz
nam? – prosiła Zwinna.
- Proszę! –
dołączyłam się i zrobiłam słodkie oczy.
- Prooooszę!
- Kris,
prosimy…
- Dobrze,
dobrze. Opowiem. – zaśmiał się i zaczął opowiadać. - Hmm, zaczęło się od
naszego pradziadka. Był bardzo potężny. Miał dobre serce, pomagał zwykłym
ludziom i przez to nazywali go ich „Drzewem Życia”. Tak na marginesie, działał głównie w Korei
Południowej i Chinach. Wracając, miał on wszystkie dwanaście naszych mocy,
każda z nich na najwyższym poziomie siły –są różne poziomy mocy żywiołów. Potem
spotkał naszą prababcię, ożenił się i miał dwóch synów. Jeden na stałe pojechał
do Chin, drugi został w Korei. Każdy z nich posiadał sześć mocy. Ten pochodzący
z Korei miał: wodę, światło, ogień, wiatr, ziemię, teleportację, ten z Chin:
latanie, zamrażanie, elektryczność, telekinezę, uzdrawianie i kontrolę czasu.
Potem każdy z nich spotkał swoją kobietę, pobrali się i mieli po sześć dzieci,
każe po jednej mocy. Dwójka synów Chińskiego potomka „Drzewa Życia”
przeprowadziła się do Korei, ale gdy urodzili się Xiumin i Chen, wrócili do
Chin. Ja przez jakiś czas mieszkałem jeszcze w Kanadzie. Potem, gdy dorośliśmy
na tyle, żeby iść do szkoły, ja, Xiu, Lay, Tao, Luhan i Chen przyjechaliśmy
tutaj z Chin, Suho, Baekhyun, Chanyeol, Kyungsoo,
Kai i Sehun spotkali się w Seulu, a stamtąd przybyli do szkoły. Spotkaliśmy się
wszyscy razem i mieszkamy w jednym domu. A nasz pradziadek zmarł jakieś 30 lat temu… To tyle.
–zakończył z uśmiechem Kris.
- Wow…
Macie ciekawą historię rodzinną… Nie wiedziałam, że jesteście kuzynami… - powiedziałam.
Nie mogłam zaprzeczyć, że bardzo zaciekawiły mnie ich korzenie.
- Kto to
Kyungsoo? – spytała Emi.
- To D.O.
Kyungsoo to jego imię, ale jest trochę za długie.
- Aha. – Zwinna
pokiwała głową, na znak, że rozumie.
- A u was
jak jest? Macie jakieś ciekawe rodzinne historie? – tym razem to on się zaciekawił tematem
naszych rodzin.
- Ekhem,
ekhem. – Emi postanowiła opisać nam jej barwną rodzinkę. - Więc… Ja mam
dziadka, babcię, mamę, tatę, dwa klony i psa. Poza nimi wszyscy nie żyją. I
tylko ja, moja mama i babcia jesteśmy Zwinnymi. I tyle. Koniec. Nie mam
niezwykłej historii rodzinnej. Tylko zbuntowany ojciec, inteligentny inaczej pies
i wkurzający bliźniacy. – zaczęliśmy się wszyscy śmiać, ale ja po chwili
przestałam.
Uświadomiłam
sobie, że teraz to ja będę musiała opowiadać. Nie można powiedzieć, że historia
rodziny Monroe nie jest ciekawa, ale jest smutna, mroczna i przesiąknięta
krwią. Nie lubiłam o niej mówić. Tylko przypominała o moim wyodrębnieniu,
inności, samotności… I podkreślała wielkie niebezpieczeństwo mojej rodziny… No
trudno… muszę im powiedzieć, bo nie dadzą mi spokoju…
- Alice,
twoja kolej. I nie waż się odmówić. – Emi
jakby czytała mi w myślach.
- Dobra…
Już mówię. – wzięłam głęboki oddech i zaczęłam opowiadać. - Historia klanu
Monroe sięga aż do starożytnego Egiptu. Członkowie Przeklętego klanu byli niezwykle
potężni i w tych czasach byli nazywani
kapłanami, zajmowali posady w różnych świątyniach. Po upadku Egiptu klan Monroe
rozpierzchł się po całym świecie. Byliśmy w Grecji, Rzymie, Galii, na ziemiach
Słowiańskich, Celtyckich i jeszcze wielu innych. Nigdy nie było nas dużo,
myślę, że koło stu osób na pokolenie. Ta
liczba przez jakieś 5 tysięcy lat nie malała, ale też nie rosła. Pod koniec
średniowiecza głowa naszego rodu (znajdował się wtedy w Wielkiej Brytanii) w
trakcie walki z NNr, którzy już wtedy działali, przez przypadek śmiertelnie
zranił bratanka króla (Wilka). Król wpadł w szał. Skazał Przywódcę Przeklętych
na śmierć, a za głowy reszty klanu obiecał ludziom i NN nagrody. Zaczęło się
wielkie polowanie na Magów Krwi. Tak na marginesie, przez ten incydent ludzie
twierdzą, że Wilkołaki i Wampiry są odwiecznymi wrogami. Pomylili nas z
Wampirami, bo mamy związek z krwią… A przecież Wampiry ją piją, a nie nią
walczą… Wracając, do tego wypadku mój klan był szanowany przez wszystkie
istoty. Oprócz NNr. Za wszelką cenę chcieli, by któryś z Monroe przyłączył się do nich, ale jeszcze żaden Mag
Krwi nie zdradził NN. A po tym wypadku staliśmy się gorsi od NNr, chociaż to
nie my dążyliśmy do zniszczenia ludzi. My pomagaliśmy ludziom. Pomagaliśmy
innym nadnaturalnym. A przez jeden wypadek staliśmy się niczym więcej, niż
bestiami, na które się poluje. Ukrywaliśmy się przez kilka wieków, nasza liczba
drastycznie malała. Chociaż tamten król umarł kilka lat po wydaniu tragicznego
dla Monroe rozkazu, NN ciągle nas szukali, by się zemścić. W połowie XX wieku z
potężnego rodu zostało nie więcej niż dziesięć osób. Wtedy nowopowstały Rząd
Nadnaturalnych zabronił zabijania Przeklętych Magów, objął ich ochroną, ale
także byli pod jego stałą kontrolą. Powoli nasz klan zanikał, aż w końcu
została tylko jedna para Magów Krwi. 16 lat temu urodziła się trzecia, jedyna
na całe pokolenie dziedziczka Przeklętej Krwi… Ja. Z potężnego rodu Magów
zostały tylko trzy osoby. Mój ojciec, mama i ja…
Tym (ta, jasne...) dramatycznym akcentem zakończyłam swoją opowieść.
Zdecydowanie
nie lubiłam opowiadać tej historii… Kris i Emi słuchali w milczeniu, teraz też
się nie odzywali.
Po dłuższej
chwili Kris się odezwał.
- No… to
konkurs na najlepszą historię rodzinną wygrywa… Emilia!! W nagrodę możesz nam
zrobić popcorn. – z uśmiechem na ustach zaczął uciekać przed Zwinną, która ze
śmiechem i krzykami goniła członka EXO z wielką chęcią uszkodzenia go. Nie
mogłam wytrzymać i zaczęłam śmiać się jak obłąkana.
A co
najgorsze, nie mogłam przestać… Chyba głupawki dostałam…
W pewnym
momencie drzwi domu się otworzyły i weszło przez nie jedenastu chłopców z Suho
na czele. Wszyscy stanęli nad nami i gapili się kompletnie zaskoczeni. Zastali
nas tarzających się ze śmiechu po podłodze. Dodatkowo Kris trzymał się za
kostkę, którą Emi mu uszkodziła podczas ich gonitwy. Zupełnie nie było po nas widać tego, że
jeszcze wczoraj wieczorem byłyśmy całe poharatane i ledwo żywe.
Po kilku
chwilach zaczęłam dochodzić do siebie, a EXO, pozostawiając sprawę bez
komentarza (w końcu sami często tak wyglądali), rozeszli się do swoich pokoi,
by zostawić tam swoje plecaki. Gdy wreszcie przestaliśmy się śmiać, od razu
poszłam do Xiumina.
Tak bardzo
chciałam go zobaczyć… Wpadłam do jego pokoju i rzuciłam się mu na szyję.
- Xiumin… -
z uśmiechem na twarzy się w niego wtuliłam.
- Hej,
Lisku. Jak ci się spało? – on także się uśmiechnął.
- Hmm…
Świetnie. A tobie? – spytałam i mocniej go objęłam.
- Wprost
wspaniale. – Spojrzał mi w oczy i dodał. - Wspaniale, bo byłaś ze mną. – powiedział
i mnie pocałował. Och, jak ja go kochałam… To było naprawdę urocze. Spędziliśmy
jeszcze trochę czasu ciesząc się tylko swoim towarzystwem, ale musieliśmy
wrócić do salonu i porozmawiać z resztą.
Mieliśmy
przecież omówić szczegóły akcji „Emi i Alice mają mieszkać u nas” (Kris
wymyślał nazwę). Zeszliśmy więc niechętnie do salonu, po drodze jednak
wstąpiliśmy do pokoju mojego i Zwinnej. Musiałam podłączyć telefon do
ładowania, bo bateria mi padała.
Zastanawiałam
się, jak wyglądają pokoje pozostałych. Wiedziałam tylko, że są to pokoje
dwuosobowe, ale byłam tylko u Xiumina i Tao (no i u nas). Ściany naszego pokoju
(mojego i Emi) były w takich samych kolorach, w
jak moim poprzednim, czyli w zielonym i kawowym, podłoga natomiast była
jak w dawnym pokoju Yuki i Emi. Były tam dwa łóżka złączone ze sobą, jedna duża
szafa, dwa biurka, komoda i dwie pufy ( jedna biała, druga czarna). Wszystkie
meble były z ciemnego drewna. Podłogę okrywał dywan w różnych odcieniach brązu.
Duże okno, zajmujące połowę ściany,
przyozdobione beżową zasłonką znajdowało się na przeciwległej ścianie do
tej zaopatrzonej w białe drewniane drzwi wiodące na korytarz. Wyszliśmy przez
nie, minęliśmy jedną z dwóch łazienek (druga jest na parterze) i po kręconych
schodach zeszliśmy do połączonego z kuchnią i jadalnią salonu. Zastaliśmy tam
całe EXO i Emi siedzących na trzech kanapach ułożonych w kwadrat bez jednego
boku naprzeciwko telewizora. Na jasnej ścianie obok niego wisiał obraz
przedstawiający samotne drzewo. Domyśliłam się, że ma jakiś związek z ich
pradziadkiem. Między kanapami stał spory szklany stolik do kawy, przy nim dwa
puste fotele, w rogu znajdował się wygaszony kominek. Spojrzałam na twarze zebranych. Wszystkie były
uśmiechnięte, ale jednak poważne. No, prawie wszystkie. Chanyeol i Baekhyun właśnie
byli zajęci walką z Chenem.
- No! Nareszcie jesteście! – zawołał
Suho. - Ile można na was czekać??
- Oj tam,
oj tam. Czepiasz się. – zaśmiał się Xiumin. Usiedliśmy razem na jednym fotelu i
gdy lider zdołał uspokoić trzech najgłośniejszych członków EXO zaczęliśmy
dyskusję. Głównie chodziło o to, czy wszyscy się z tym pomysłem zgadzają, jak
przekonać nauczycieli i kiedy do nich pójść. Stwierdziliśmy, że pójdziemy do
nich jeszcze dzisiaj i po prostu będziemy ich grzecznie prosić tak długo, aż
się nie zgodzą. Później zaczęliśmy już myśleć o samej naszej przeprowadzce, o
tym, kto będzie nosić nasze rzeczy, bo nie pozwolą nam samym nosić bagaży.
Tak.
Wszyscy w EXO są prawdziwymi dżentelmenami, chociaż niektórzy wcale na nich nie
wyglądają. W końcu, gdy omówiliśmy wszystkie sprawy dotyczące akcji „Emi i
Alice mają mieszkać u nas” ruszyliśmy całą grupą w stronę szkoły.
Prosto do
dyrektora.
~~*~~