środa, 24 czerwca 2015

Rozdział 22

Heyo~!
Ścięłam dzisiaj włosy~ Mam taki zaciesz, że to aż dziwne c:
Mam teraz włosy jak Minzy (2NE1) w Lonely ^^
Mam teraz straszną fazę na soundtracki z Wiedźmina 3... Bardzo mi się podoba ta muzyka i świetnie się przy niej pisze i czyta ^^
Enjoy~ ^^
~Yuki


******************************************************





Światło. Jest blisko. Biegnę. Biegnę! Już blisko. Coraz bliżej. Już nie jest ciemno, już jestem. Jestem!
Nagle Ciemność.
Krzyczę.
Spadam…

~~*~~

- Lay!
W nocnej ciszy rozległ się krzyk. Gdy tylko Uzdrawiający go usłyszał, zerwał się z łóżka i pobiegł do pokoju rannej. Otworzył drzwi i od razu znalazł się przy Alice.
- Co z nią? – spytał zmęczonym głosem.
- Zaczęła jęczeć i rzucać się. Jest cała czerwona, nie wiem, co mam robić. – odpowiedział Luhan, który aktualnie zajmował się ranną. Pół godziny wcześniej zmienił Kyungsoo, który przez ostatnie dwie godziny czuwał przy dziewczynie.
Lay zmierzył ją wzrokiem. Alice mamrotała niezrozumiale, pojękiwała, na jej twarzy pojawił się pot, policzki zalały się czerwienią. Co chwila poruszała głową, wyginała się i ciągle miała dreszcze. Złapał ją za rękę – dalej była lodowata. Z rezygnacją sprawdził jej czoło. Był pewien, że będzie rozpalona – nie mylił się. Chłopak zaklął pod nosem i odkrył odrobinę kołdrę, którą była przykryta. Ukazały się mu głębokie cięcia. Skóra wokół nich miała siny, miejscami żółty, a nawet lekko zielonkawy kolor, z ran leciała ropa i wydzielała nieprzyjemny zapach.
Mocniej ścisnął jej rękę i użył mocy. Dziewczyna przestała się rzucać po łóżku, jej oddech stał się równiejszy, ale wciąż jej stan nie był zadowalający i nie poprawił się, odkąd ją znaleźli.
Lay westchnął i zwrócił się do Luhana, uśmiechając się niemrawo.
- Idź spać, zostanę z nią do rana.
- Ale… - Luhan zaczął protestować, jednak zawahał się. W spojrzeniu młodszego kuzyna wyczytał, że to nie była przyjacielska prośba czy rada. Zrezygnowany spuścił głowę i ruszył w stronę drzwi. Stojąc w progu rzucił krótkie „Nie przemęczaj się” i wyszedł.
Lay został sam z chorą Alice i swoimi myślami. I tak nie mógł tej nocy spać, zresztą, poprzedniej nocy też nie mógł, więc mógł przy niej czuwać. Po co inni mieli zarywać noce, skoro on i tak nie spał?

~~*~~

Nie… Nie, nie, nie! Czemu? Już prawie tam byłam. Już prawie…! Spadam, Ciemność ciągnie mnie w dół. Krzyczę z całych sił, ale Cisza  pochłania wszystkie dźwięki. Muszę stąd uciec. Patrzę w bok. Razem ze mną spada chłopiec. Chłopiec o brązowych włosach i ciemnych oczach. Chłopiec o śmiertelnie bladej twarzy, na której są ślady łez. Chłopiec w białej koszuli przesiąkniętej krwią. Chłopiec o  imieniu Luhan.
Po chwili pożera go Ciemność, a ja znów spadam sama. Nie chcę spaść. Chcę się obudzić. Chcę pokonać Ciemność, chcę pokonać Ciszę.
Chcę walczyć.

~~*~~

Chen opierał się o ścianę korytarza. Obudził go krzyk Luhana. Gdy otworzył oczy, zobaczył wychodzącego Lay’a, więc ruszył za nim. Teraz stał pod drzwiami pokoju dziewczyn, w którym byli aktualnie Lay, Luhan i Alice - Emi spała z Tao. Słyszał, jak Leczący prosi Jelonka, by wyszedł. Po chwili drzwi się otworzyły i wyszedł z nich Luhan. Nie spostrzegł Chena od razu, dopiero gdy zamknął drzwi.
- Chen! – zawołał cicho zdziwiony – Co ty tu robisz?
- Cii… - uciszył go tamten i ruchem głowy wskazał drzwi.
- Och, racja… - szepnął Luhan – Wiesz, dobrze się składa, że tu jesteś. Muszę z tobą pogadać.
- Dobrze, hyung. Chodźmy na dół…
Zeszli na parter i udali się do kuchni. Usiedli przy stole, Chen machnął ręką i zapaliło się światło. Luhan zmrużył oczy i pokręcił głową. W odpowiedzi exowy elektryk kiwnął przepraszająco głową i zgasił światło. Kuchnię znów oświetlało tylko światło księżyca, wkradające się do domu przez duże, niezasłonięte okno.
- No, to o czym chciałeś ze mną porozmawiać? – spytał Chen, gdy już się wygodnie usadowili.
- Chen, przedwczoraj Alice unikała mnie cały dzień. Podobno coś się w nocy stało i byłeś przy tym ty i Lay. Chcę wiedzieć, co to było. – powiedział poważnie Luhan. Koreańczyk zesztywniał i z niepokojem patrzył kuzynowi w oczy. Po chwili milczenia powiedział powoli.
- Hyung… To… To nie ma nic wspólnego z twoim zachowaniem, jeśli chcesz wiedzieć. Nic nie zrobiłeś, Alice nie jest na ciebie w żaden sposób zła. Naprawdę, nie musisz się tym przejmować…
- Chen. – Chińczyk przerwał młodszemu – Gadaj do rzeczy. Co się stało, że Alice mnie unikała?
Nastała kolejna chwila nieprzyjemnej ciszy.
- To nie ja powinienem ci o tym mówić. – powiedział Chen cicho i spuścił głowę.
- Mów.
- Nie mogę…
- Mów! – zdenerwował się Luhan.
- Alice miała sen. – wyszeptał w końcu Chen.
- Jaki sen? – spytał zniecierpliwiony Luhan. Po kolejnej chwili milczenia rzekł głośniej – Jaki sen?! Chen, gadaj, do jasnej cholery! Chcę wiedzieć!
Chen dalej milczał, wpatrzony w obrus. Po minucie ciszy, ledwo słyszalnie szepnął:
- Alice widziała, jak umierasz.
Luhan patrzył na kuzyna w osłupieniu. Jego i tak blada skóra straciła swoją dotychczasową barwę. Chłopak nie powiedział nic, a młodszy kontynuował.
- Ona nie chciała na ciebie spojrzeć, bo się bała. Po prostu się bała, że jej sen stanie się rzeczywistością.
Chen spojrzał zasmucony w oczu kuzyna.
- Nie chciałem ci tego mówić, teraz wiesz, dlaczego. Przepraszam.
Luhan tylko patrzył na niego w osłupieniu i milczał. Potem wstał i bez słowa poszedł do swojego pokoju, zostawiając Chena samego w kuchni.

~~*~~

Ciemność usypia mnie, zmusza do zamknięcia oczu. Powoli się poddaję. Coś dotyka mojego nosa, budząc mnie. Śnieg? Co on tu robi? Tak rażący na tle tej czerni… Ach… Czy to Światło, do którego próbowałam dotrzeć? Ten śnieg… Jak jasny, tak zimny, a zarazem ciepły… Ostatnie płatki śniegu spadają na mnie i odlatują w stronę światła. Chcę iść za nimi, chcę polecieć… Latający śnieg… Latający… Kris? Śnieg… Xiumin?! Chcę do nich iść! Chcę ich zobaczyć! Muszę!
Wyrywam się z sideł Ciemności i brnę w górę. Do Światła, do Krisa, do Xiu.
Obudzę się!

~~*~~

- Tao… Zimno mi… - szepnęła mu do ucha Zwinna.
Chłopak okrył ją szczelniej kołdrą i mocniej ją przytulił.
- Teraz cieplej? – spytał, całując ją w czoło.
- Mhm… - mruknęła i wtuliła się w jego klatkę piersiową. Przez chwilę milczeli i słuchali nierównego oddechu Xiumina. Pewnie miał koszmar. Baozi spał na górnym piętrze łóżka. Na tę noc chłopcy zamienili się stronami, bo lepiej i bezpieczniej było spać we dwójkę na niższej półce, niż na wyższej.
- Tao…? – spytała cicho.
- Tak?
- Co teraz będzie? – jej głos był smutny, pełen wątpliwości.
- Co masz na myśli?
- Co będzie teraz z nami? Co z balem? Co z Alice? Co z EXO?
Tao przez chwilę milczał, po czym odezwał się niepewnie.
- Nie wiem… Znaczy, my będziemy dalej razem, mocno w to wierzę… - mówiąc to, pocałował Zwinną i kontynuował - …Jeśli chodzi o bal, to on się odbędzie, tylko prawdopodobnie bez nas… Alice… Nie wiem… A EXO? Dalej będziemy się trzymać razem, choćby nie wiem, co. Tego możesz być pewna. – ostatnie zdanie wypowiedział pewnie.
Znowu powstała chwila milczenia, którą ponownie przerwała Emi.
- Naprawdę chcę tam iść… Mam nawet sukienkę. Sukienkę, słyszysz? Specjalnie dla ciebie… - powiedziała smutno, aczkolwiek z wyrzutem. Emilia nigdy nie zakładała spódnic czy sukienek, nawet do mundurka – przy rekrutacji stanowczo zażądała spodni i je dostała.
- Jaką sukienkę? – zaciekawił się Tao.
- Nie powiem. – ucięła stanowczo Zwinna - Zobaczysz ją dopiero pojutrze. Ubiorę ją dla ciebie, nawet jeśli nie pójdziemy na Złotą Pełnię. I nie pytaj mnie o nią więcej. Zrozumiano?
Tao westchnął i odpowiedział:
- Yes, my lady. – uśmiechnął się i udał, że się wytwornie kłania, co śmiesznie wyglądało, ponieważ robił to, leżąc bokiem na łóżku, w dodatku cały był owinięty kołdrą i tulił do siebie Emi. Emilia nie wytrzymała i parsknęła śmiechem tak głośno, że obudziła Xiumina.
Chłopak podniósł się i zeskoczył z łóżka. Zwinna nie zdążyła się nawet odezwać, a Xiumin już zamykał drzwi. Przez chwilę zdziwiona dwójka wpatrywała się w miejsce, gdzie zniknął Baozi. Potem obydwoje wzruszyli ramionami i powrócili do prób zaśnięcia.

~~*~~

Gdy tylko się obudził, usłyszał śmiech Emi. Ale to nie ona go obudziła. Obudziło go przeczucie, instynkt. Podniósł się z łóżka i rozejrzał po pokoju. Było ciemno, a więc musiał być środek nocy. Zeskoczył z łóżka i od razu poszedł do drzwi. Sennym krokiem, wiedziony przez instynkt, poszedł prosto do pokoju ukochanej.
Gdy wszedł bez pukania do pomieszczenia, zastał Krisa przytrzymującego ramiona Alice i Lay’a kurczowo trzymającego jej rękę. Leczył ją. Jednak to nie kuzyni przykuli jego uwagę, lecz ona. 
Alice rzucała się po całym łóżku, drżała, wyginała się, zdzierała pościel z kołdry, zwijała prześcieradło, gdyby nie Kris, który musiał nieźle się natrudzić, by ją przytrzymać, na 100 % spadłaby z łóżka. Jej twarz była czerwona i mokra, wydawała z siebie ciche krzyki, jęczała. Jej widok przeraził go nie na żarty. Natychmiast pobiegł do niej i pomógł Krisowi utrzymać ją. Cały czas mówił do niej uspakajająco. A może mówił do siebie?

~~*~~

Już nie mogę… Nie wytrzymuję… Nie daję rady… Ta Ciemność kąsa mnie, pochłania kawałek po kawałku. To boli. Krzyczę z bólu, ale nic nie słyszę. Walczę, ale moje wysiłki są bezowocne. Śnieg nade mną wiruje, wskazuje mi drogę, ale nie mogę już iść… Nie mogę…

~~*~~

Ich wysiłki zdały się na nic, jej stan się nie polepszył. Jej nierówny, urywany oddech ranił ich uszy. Lay starał się z całych sił chociaż powstrzymać jej dreszcze, ale nie udało się mu. Kris trzymał ją z całych sił, ale ona się wyrywała. Xiumin, po kilku minutach walki, w geście bezsilności odepchnął kuzynów, przytulił ją i pocałował, jakby miał być to ostatni raz.

~~*~~

Znów opadam na dno, nie mam już siły… Nagle śnieg nad moją głową zaczyna wirować mocniej. Jest go coraz więcej i więcej. Formuje się w rękę. Ta ręka sięga po mnie, łapie moją dłoń i delikatnie podnosi do góry. Wyciąga mnie z Ciemności i niesie w stronę Światła. Pomaga mi. Zaraz tam będę. Światło jest tuż, tuż. Już prawie…
Jestem!

~~*~~

Uspokoiła się. Przestała się ruszać. Xiumin, cały drżący ze strachu odsunął się on niej. Jej klatka piersiowa unosiła się w równomiernym oddechu. Mruknęła coś i… otworzyła oczy. Trójka chłopców wpatrywała się w nią w napięciu. Alice słabo rozejrzała się po pokoju, później jej wzrok padł na najstarszym.
- Xiumin… - powiedziała słabo.
- T-tak? – chłopak czuł, że jego oczy robią się mokre.
- Jestem… głodna… - powiedziała i uśmiechnęła się lekko.
To był najpiękniejszy uśmiech, jaki kiedykolwiek widział.

~~*~~

Pod zaśnieżoną sosną leżał biały Wilk. Czujnie obserwował okno na piętrze domu przy lesie. Widział cieszących się ludzi, jeden chłopak nawet płakał i tulił do siebie leżącą w łóżku dziewczynę. Na wspomnienie dziewczyny Wilk poczuł rozbawienie. Ciekawiła go ta dziewczyna. Była taka urocza, gdy bezskutecznie próbowała walczyć z jego watahą. Wilk potrząsnął głową, by odrzucić obecne myśli. Teraz nie mógł sobie pozwolić na wspominanie. Miał misję do wykonania. Musiał poinformować Mamushi, że Alice przetrwała próbę.

~~*~~

2 komentarze:

  1. Wow. Ładny rozdział. Luhan pewnie przejął się po usłyszeniu prawdy. Ale wiadomo, kiedyś musiał to wiedzieć. Lay... mam nadzieję, że nie padnie z powodu braku snu. :c Pocałunenk normanlnie przypomniał mi bajkę "Śpiąca Królewna". Królewicz obudził swoją niewiastę pocalunkiem. Romantycznie! :D
    Fabuła nabiera charakteru i ogólnie całe opowiadanie. Także weny życze i pozdrawiam! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Typowa Alice z tym: Jestem głodna. XD Twoja najwierniejsza fanka powraca na krytykowanie rozdziałów. :D Nie było mnie gdzieś z miesiąc więc dużo opuściłam. (Nawet to, że ściełaś włosy. Dziena Yućka za informowanie :/) Więc zaczynamy. XD
    Evelyn jest najlepszą postacią w tym opowiadaniu. Ładna, mądra, skromna, urocza, życzliwa, sympatyczna. Szkoda, że taka nie jestem naprawdę. :p Ale oczywiście szacunek, że dodałaś Ewe, Luizę i Just całkiem niespodziewanie do opowiadania oraz wymyśliłaś dla nich jakąś historie. Błędów interpunkcyjnych czy ortograficznych na pewno nie masz. (Polonistka się odezwała od siedmiu boleści, która pisze bul, pomusz, rzycie itp) XD Ach ta fabuła... Pamiętasz jak cię hejtowałam na temat podziału tekstu? Teraz nie musisz sie bać fali nienawiści ode mnie. B) Bo nie mam czego się przyczepić. *le w tle smutna muzyczka na skrzypcach* Moja dusza krytyka umiera. (Dziena Yuki dziena, najlepiej, żebym cała umarła? :c)
    Akcja idzie już teraz wartko, szybko, zwięźle. Teraz czekamy aż będzie ten punkt kulminacyjny, a potem pojawi się puenta. *le ja polonistka* (bul, rzycie, pomusz...) Krócej mówiąc... Piszesz super opowiadania! Masz te coś. Trzymam kciuki i pozdrawiam ze słonecznych Siemek :* Duuuuużo weny. :D
    Komentowała dla was,
    wasza super duper mega Ewcia Konewcia Marchewcia

    OdpowiedzUsuń