Heyo~!
Ścięłam dzisiaj włosy~ Mam taki zaciesz, że to aż dziwne c:
Mam teraz włosy jak Minzy (2NE1) w Lonely ^^
Mam teraz straszną fazę na soundtracki z Wiedźmina 3... Bardzo mi się podoba ta muzyka i świetnie się przy niej pisze i czyta ^^
Enjoy~ ^^
~Yuki
******************************************************
Światło. Jest blisko. Biegnę. Biegnę! Już
blisko. Coraz bliżej. Już nie jest ciemno, już jestem. Jestem!
Nagle Ciemność.
Krzyczę.
Spadam…
~~*~~
- Lay!
W nocnej ciszy
rozległ się krzyk. Gdy tylko Uzdrawiający go usłyszał, zerwał się z łóżka i
pobiegł do pokoju rannej. Otworzył drzwi i od razu znalazł się przy Alice.
- Co z nią? –
spytał zmęczonym głosem.
- Zaczęła jęczeć
i rzucać się. Jest cała czerwona, nie wiem, co mam robić. – odpowiedział Luhan,
który aktualnie zajmował się ranną. Pół godziny wcześniej zmienił Kyungsoo, który
przez ostatnie dwie godziny czuwał przy dziewczynie.
Lay zmierzył ją
wzrokiem. Alice mamrotała niezrozumiale, pojękiwała, na jej twarzy pojawił się
pot, policzki zalały się czerwienią. Co chwila poruszała głową, wyginała się i
ciągle miała dreszcze. Złapał ją za rękę – dalej była lodowata. Z rezygnacją
sprawdził jej czoło. Był pewien, że będzie rozpalona – nie mylił się. Chłopak
zaklął pod nosem i odkrył odrobinę kołdrę, którą była przykryta. Ukazały się mu
głębokie cięcia. Skóra wokół nich miała siny, miejscami żółty, a nawet lekko
zielonkawy kolor, z ran leciała ropa i wydzielała nieprzyjemny zapach.
Mocniej ścisnął
jej rękę i użył mocy. Dziewczyna przestała się rzucać po łóżku, jej oddech stał
się równiejszy, ale wciąż jej stan nie był zadowalający i nie poprawił się,
odkąd ją znaleźli.
Lay westchnął i
zwrócił się do Luhana, uśmiechając się niemrawo.
- Idź spać,
zostanę z nią do rana.
- Ale… - Luhan
zaczął protestować, jednak zawahał się. W spojrzeniu młodszego kuzyna wyczytał,
że to nie była przyjacielska prośba czy rada. Zrezygnowany spuścił głowę i
ruszył w stronę drzwi. Stojąc w progu rzucił krótkie „Nie przemęczaj się” i
wyszedł.
Lay został sam z
chorą Alice i swoimi myślami. I tak nie mógł tej nocy spać, zresztą,
poprzedniej nocy też nie mógł, więc mógł przy niej czuwać. Po co inni mieli
zarywać noce, skoro on i tak nie spał?
~~*~~
Nie… Nie, nie, nie! Czemu? Już prawie tam
byłam. Już prawie…! Spadam, Ciemność ciągnie mnie w dół. Krzyczę z całych sił,
ale Cisza pochłania wszystkie dźwięki.
Muszę stąd uciec. Patrzę w bok. Razem ze mną spada chłopiec. Chłopiec o
brązowych włosach i ciemnych oczach. Chłopiec o śmiertelnie bladej twarzy, na
której są ślady łez. Chłopiec w białej koszuli przesiąkniętej krwią. Chłopiec o imieniu Luhan.
Po chwili pożera go Ciemność, a ja znów
spadam sama. Nie chcę spaść. Chcę się obudzić. Chcę pokonać Ciemność, chcę
pokonać Ciszę.
Chcę walczyć.
~~*~~
Chen opierał się
o ścianę korytarza. Obudził go krzyk Luhana. Gdy otworzył oczy, zobaczył
wychodzącego Lay’a, więc ruszył za nim. Teraz stał pod drzwiami pokoju
dziewczyn, w którym byli aktualnie Lay, Luhan i Alice - Emi spała z Tao.
Słyszał, jak Leczący prosi Jelonka, by wyszedł. Po chwili drzwi się otworzyły i
wyszedł z nich Luhan. Nie spostrzegł Chena od razu, dopiero gdy zamknął drzwi.
- Chen! –
zawołał cicho zdziwiony – Co ty tu robisz?
- Cii… - uciszył
go tamten i ruchem głowy wskazał drzwi.
- Och, racja… -
szepnął Luhan – Wiesz, dobrze się składa, że tu jesteś. Muszę z tobą pogadać.
- Dobrze, hyung. Chodźmy na dół…
Zeszli na parter
i udali się do kuchni. Usiedli przy stole, Chen machnął ręką i zapaliło się
światło. Luhan zmrużył oczy i pokręcił głową. W odpowiedzi exowy elektryk
kiwnął przepraszająco głową i zgasił światło. Kuchnię znów oświetlało tylko
światło księżyca, wkradające się do domu przez duże, niezasłonięte okno.
- No, to o czym
chciałeś ze mną porozmawiać? – spytał Chen, gdy już się wygodnie usadowili.
- Chen,
przedwczoraj Alice unikała mnie cały dzień. Podobno coś się w nocy stało i byłeś
przy tym ty i Lay. Chcę wiedzieć, co to było. – powiedział poważnie Luhan.
Koreańczyk zesztywniał i z niepokojem patrzył kuzynowi w oczy. Po chwili
milczenia powiedział powoli.
- Hyung… To… To
nie ma nic wspólnego z twoim zachowaniem, jeśli chcesz wiedzieć. Nic nie
zrobiłeś, Alice nie jest na ciebie w żaden sposób zła. Naprawdę, nie musisz się
tym przejmować…
- Chen. –
Chińczyk przerwał młodszemu – Gadaj do rzeczy. Co się stało, że Alice mnie
unikała?
Nastała kolejna
chwila nieprzyjemnej ciszy.
- To nie ja powinienem
ci o tym mówić. – powiedział Chen cicho i spuścił głowę.
- Mów.
- Nie mogę…
- Mów! –
zdenerwował się Luhan.
- Alice miała
sen. – wyszeptał w końcu Chen.
- Jaki sen? –
spytał zniecierpliwiony Luhan. Po kolejnej chwili milczenia rzekł głośniej –
Jaki sen?! Chen, gadaj, do jasnej cholery! Chcę wiedzieć!
Chen dalej
milczał, wpatrzony w obrus. Po minucie ciszy, ledwo słyszalnie szepnął:
- Alice widziała,
jak umierasz.
Luhan patrzył na
kuzyna w osłupieniu. Jego i tak blada skóra straciła swoją dotychczasową barwę.
Chłopak nie powiedział nic, a młodszy kontynuował.
- Ona nie
chciała na ciebie spojrzeć, bo się bała. Po prostu się bała, że jej sen stanie
się rzeczywistością.
Chen spojrzał
zasmucony w oczu kuzyna.
- Nie chciałem
ci tego mówić, teraz wiesz, dlaczego. Przepraszam.
Luhan tylko
patrzył na niego w osłupieniu i milczał. Potem wstał i bez słowa poszedł do
swojego pokoju, zostawiając Chena samego w kuchni.
~~*~~
Ciemność usypia mnie, zmusza do zamknięcia
oczu. Powoli się poddaję. Coś dotyka mojego nosa, budząc mnie. Śnieg? Co on tu
robi? Tak rażący na tle tej czerni… Ach… Czy to Światło, do którego próbowałam
dotrzeć? Ten śnieg… Jak jasny, tak zimny, a zarazem ciepły… Ostatnie płatki
śniegu spadają na mnie i odlatują w stronę światła. Chcę iść za nimi, chcę
polecieć… Latający śnieg… Latający… Kris? Śnieg… Xiumin?! Chcę do nich iść!
Chcę ich zobaczyć! Muszę!
Wyrywam się z sideł Ciemności i brnę w
górę. Do Światła, do Krisa, do Xiu.
Obudzę się!
~~*~~
- Tao… Zimno mi…
- szepnęła mu do ucha Zwinna.
Chłopak okrył ją
szczelniej kołdrą i mocniej ją przytulił.
- Teraz cieplej?
– spytał, całując ją w czoło.
- Mhm… -
mruknęła i wtuliła się w jego klatkę piersiową. Przez chwilę milczeli i
słuchali nierównego oddechu Xiumina. Pewnie miał koszmar. Baozi spał na górnym
piętrze łóżka. Na tę noc chłopcy zamienili się stronami, bo lepiej i
bezpieczniej było spać we dwójkę na niższej półce, niż na wyższej.
- Tao…? –
spytała cicho.
- Tak?
- Co teraz
będzie? – jej głos był smutny, pełen wątpliwości.
- Co masz na
myśli?
- Co będzie
teraz z nami? Co z balem? Co z Alice? Co z EXO?
Tao przez chwilę
milczał, po czym odezwał się niepewnie.
- Nie wiem…
Znaczy, my będziemy dalej razem, mocno w to wierzę… - mówiąc to, pocałował
Zwinną i kontynuował - …Jeśli chodzi o bal, to on się odbędzie, tylko
prawdopodobnie bez nas… Alice… Nie wiem… A EXO? Dalej będziemy się trzymać razem,
choćby nie wiem, co. Tego możesz być pewna. – ostatnie zdanie wypowiedział pewnie.
Znowu powstała
chwila milczenia, którą ponownie przerwała Emi.
- Naprawdę chcę
tam iść… Mam nawet sukienkę. Sukienkę, słyszysz? Specjalnie dla ciebie… -
powiedziała smutno, aczkolwiek z wyrzutem. Emilia nigdy nie zakładała spódnic czy
sukienek, nawet do mundurka – przy rekrutacji stanowczo zażądała spodni i je
dostała.
- Jaką sukienkę?
– zaciekawił się Tao.
- Nie powiem. –
ucięła stanowczo Zwinna - Zobaczysz ją dopiero pojutrze. Ubiorę ją dla ciebie,
nawet jeśli nie pójdziemy na Złotą Pełnię. I nie pytaj mnie o nią więcej. Zrozumiano?
Tao westchnął i
odpowiedział:
- Yes, my lady. – uśmiechnął się i udał, że się wytwornie kłania, co śmiesznie wyglądało,
ponieważ robił to, leżąc bokiem na łóżku, w dodatku cały był owinięty kołdrą i
tulił do siebie Emi. Emilia nie wytrzymała i parsknęła śmiechem tak głośno, że
obudziła Xiumina.
Chłopak podniósł
się i zeskoczył z łóżka. Zwinna nie zdążyła się nawet odezwać, a Xiumin już zamykał
drzwi. Przez chwilę zdziwiona dwójka wpatrywała się w miejsce, gdzie zniknął
Baozi. Potem obydwoje wzruszyli ramionami i powrócili do prób zaśnięcia.
~~*~~
Gdy tylko się
obudził, usłyszał śmiech Emi. Ale to nie ona go obudziła. Obudziło go
przeczucie, instynkt. Podniósł się z łóżka i rozejrzał po pokoju. Było ciemno,
a więc musiał być środek nocy. Zeskoczył z łóżka i od razu poszedł do drzwi.
Sennym krokiem, wiedziony przez instynkt, poszedł prosto do pokoju ukochanej.
Gdy wszedł bez pukania
do pomieszczenia, zastał Krisa przytrzymującego ramiona Alice i Lay’a kurczowo
trzymającego jej rękę. Leczył ją. Jednak to nie kuzyni przykuli jego uwagę,
lecz ona.
Alice rzucała się po całym łóżku, drżała, wyginała się, zdzierała pościel z kołdry, zwijała prześcieradło, gdyby nie Kris, który musiał nieźle się natrudzić, by ją przytrzymać, na 100 % spadłaby z łóżka. Jej twarz była czerwona i mokra, wydawała z siebie ciche krzyki, jęczała. Jej widok przeraził go nie na żarty. Natychmiast pobiegł do niej i pomógł Krisowi utrzymać ją. Cały czas mówił do niej uspakajająco. A może mówił do siebie?
Alice rzucała się po całym łóżku, drżała, wyginała się, zdzierała pościel z kołdry, zwijała prześcieradło, gdyby nie Kris, który musiał nieźle się natrudzić, by ją przytrzymać, na 100 % spadłaby z łóżka. Jej twarz była czerwona i mokra, wydawała z siebie ciche krzyki, jęczała. Jej widok przeraził go nie na żarty. Natychmiast pobiegł do niej i pomógł Krisowi utrzymać ją. Cały czas mówił do niej uspakajająco. A może mówił do siebie?
~~*~~
Już nie mogę… Nie wytrzymuję… Nie daję
rady… Ta Ciemność kąsa mnie, pochłania kawałek po kawałku. To boli. Krzyczę z
bólu, ale nic nie słyszę. Walczę, ale moje wysiłki są bezowocne. Śnieg nade mną
wiruje, wskazuje mi drogę, ale nie mogę już iść… Nie mogę…
~~*~~
Ich wysiłki
zdały się na nic, jej stan się nie polepszył. Jej nierówny, urywany oddech ranił
ich uszy. Lay starał się z całych sił chociaż powstrzymać jej dreszcze, ale nie
udało się mu. Kris trzymał ją z całych sił, ale ona się wyrywała. Xiumin, po
kilku minutach walki, w geście bezsilności odepchnął kuzynów, przytulił ją i pocałował,
jakby miał być to ostatni raz.
~~*~~
Znów opadam na dno, nie mam już siły…
Nagle śnieg nad moją głową zaczyna wirować mocniej. Jest go coraz więcej i
więcej. Formuje się w rękę. Ta ręka sięga po mnie, łapie moją dłoń i delikatnie
podnosi do góry. Wyciąga mnie z Ciemności i niesie w stronę Światła. Pomaga mi.
Zaraz tam będę. Światło jest tuż, tuż. Już prawie…
Jestem!
~~*~~
Uspokoiła się.
Przestała się ruszać. Xiumin, cały drżący ze strachu odsunął się on niej. Jej
klatka piersiowa unosiła się w równomiernym oddechu. Mruknęła coś i… otworzyła
oczy. Trójka chłopców wpatrywała się w nią w napięciu. Alice słabo rozejrzała
się po pokoju, później jej wzrok padł na najstarszym.
- Xiumin… -
powiedziała słabo.
- T-tak? –
chłopak czuł, że jego oczy robią się mokre.
- Jestem… głodna…
- powiedziała i uśmiechnęła się lekko.
To był
najpiękniejszy uśmiech, jaki kiedykolwiek widział.
~~*~~
Pod zaśnieżoną
sosną leżał biały Wilk. Czujnie obserwował okno na piętrze domu przy lesie.
Widział cieszących się ludzi, jeden chłopak nawet płakał i tulił do siebie
leżącą w łóżku dziewczynę. Na wspomnienie dziewczyny Wilk poczuł rozbawienie.
Ciekawiła go ta dziewczyna. Była taka urocza, gdy bezskutecznie próbowała
walczyć z jego watahą. Wilk potrząsnął głową, by odrzucić obecne myśli. Teraz
nie mógł sobie pozwolić na wspominanie. Miał misję do wykonania. Musiał poinformować
Mamushi, że Alice przetrwała próbę.
~~*~~