Kalimera, kalispera, znaczy witam!
Tak, nie było mnie trochę, ale to dlatego, że byłam w Grecji!
Slicznie było, woda, piasek, słońce, Olimp za balkonem, ale komputera nie było, nie miałam jak pisać.
Poza tym, mój komputer umiera [*]
Poza tym, mój komputer umiera [*]
Ale taraz powracam z następnym, już 23, rozdziałem. Ten będzie trochę dłuższy. ^^
A więc enjoy~
~Yuki
******************************************************
- Smakuje ci?
- Mhm. –
mruknęłam zadowolona, gdy Xiumin nakarmił mnie kolejną łyżką płatków z mlekiem.
Chłopak siedział przy mnie na łóżku i opiekował się mną najlepiej jak potrafił.
Ciągle patrzył na mnie z uśmiechem, wiedziałam, że był szczęśliwy. Bo się
obudziłam.
Tej nocy udało
mi się wyrwać z otaczającej mnie Ciemności, wróciłam do świata żywych. Co
prawda, każdy nieznajomy, który by mnie teraz ujrzał, nie powiedziałby, że
rzeczywiście do takowego świata wróciłam. Cóż, byłam słaba, według Xiumina nie
miałam siły, by utrzymać w ręce łyżkę i samodzielnie jeść – co zresztą było
nieprawdą – ale i tak byłam szczęśliwa. Bo się obudziłam.
Gdy pierwszy raz
od dwóch dni otworzyłam oczy, zobaczyłam pochylonych nade mną przerażonych
Lay’a, Krisa i Xiumina. Wiem, że coś do nich powiedziałam, Xiumin zaczął płakać
ze szczęścia i mnie przytulił, Lay coś powiedział, złapał mnie za rękę, zrobiło
mi się tak ciepło i przyjemnie, a potem zasnęłam. Zaraz po porannym obudzeniu,
Xiu zrobił mi śniadanie i właśnie mnie karmił.
- Xiu… Który
jest dzisiaj? Mam na myśli datę. - spytałam go, gdy skończyłam jeść.
- Eee… Dziewiętnasty
grudnia, piątek. Czemu pytasz? – zdziwił się chłopiec.
- Jutro jest
Złota Pełnia… - powiedziałam cicho zamyślona.
- Tak, jutro
jest bal… - westchnął zakłopotany Xiumin. – Chcesz tam iść, prawda? – to było
bardziej stwierdzenie, niż pytanie.
Pokiwałam głową
i odparłam:
- Chcę.
Zmartwiony Baozi
przyglądał mi się przez chwilę. Miał włosy w nieładzie, trochę zmęczone,
zaniepokojone oczy, już się nie uśmiechał. Pognieciony T-shirt w szarym kolorze
i z dziurą przy szwach na rękawie i czarne spodnie dresowe, które robiły mu za
piżamę, usiłowały ukryć jego niezadowoloną sylwetkę, ale i tak wyczułam, że mój
pomysł mu się nie podoba.
- A masz dość
siły, by tam pójść? – spytał sceptycznie.
Chciałam mu
odpowiedzieć, ale on szybko mi przerwał, nie dając dojść do słowa.
- Alice. –
powiedział stanowczo. - Sama widzisz, że jesteś teraz za słaba, by gdziekolwiek
wychodzić. Prawda, jutro możesz już czuć się lepiej, ale nie zmienia to faktu,
że przez dwa dni byłaś nieprzytomna i nawet Lay nie mógł ci pomóc. Nie, Alice.
Nie puszczę cię tam.
- Dam radę, nie
musisz się denerwować… - prychnęłam.
- Ja się nie
denerwuję! Ja się o ciebie boję! – krzyknął sfrustrowany.
- Ale ja już od
września mam sukienkę na ten bal! Pójdę tam i już! – również krzyknęłam.
- Przecież nie
dasz rady ustać tam choćby pięciu minut!
- Przecież dam
radę!
- Nie sądzę.
- To będziesz
mnie niósł!
Między nami
powstała chwila nieprzyjemnej ciszy. Pierwszy przełamał ją Xiumin, a jego głos
trochę się zmienił.
- Miałbym cię…
nieść? – spytał zbity z tropu.
- Tak. –
odparłam z przekonaniem.
- Na rękach…?
Przez cały bal?
- Przecież będą
tam krzesła.
- Racja… -
speszył się chłopak.
Znów nastało
milczenie, tym razem mniej niezręczne. Xiumin głęboko zastanawiał się nad moim
pomysłem. Wiedziałam, że się o mnie martwił i nie chciał mnie narażać na
ryzyko, ale ja długo czekałam, żeby pójść na tą uroczystość. To byłby pierwszy
bal, na który poszłabym z kimś, miałabym partnera. Twarz Koreańczyka ulegała
zmianie, chłopak bił się z myślami. Patrząc na wyraz jego twarzy, wiedziałam
już, że ulegnie.
- Cóż… - zaczął
nieśmiało. – Musimy o tym pogadać z chłopakami… Wszyscy podejmiemy decyzję… Nie
mogę sam o tym zadecydować… Tak więc…
Podniosłam się
na łokciach i go pocałowałam.
- Dziękuję. –
szepnęłam mu do ucha i uśmiechnęłam się tryumfalnie.
On już się
zgodził. Uległ.
~~*~~
- Czyli… Hyung będzie twoim tragarzem i będzie
cię nosić przez cały wieczór, narażając przy tym twoje zdrowie i teoretycznie
dobrą kondycję ramion hyunga, tylko
dlatego, że ty chcesz tam iść, bo masz już kupioną sukienkę, czyli bez żadnego konkretnego
powodu, dobrze rozumiem? – upewnił się Chen.
Siedzieliśmy
całą czternastką w salonie. Po tym, jak przekonałam Xiumina, trzeba było
przekonać też resztę chłopaków. Emi nie liczyłam, bo wiedziałam, że na pewno by
mnie poparła. Zanim „zeszłam”
(czytaj: Xiumin mnie zniósł) na dół, „poszłam”
(czytaj: Xiumin mnie zaprowadził) do łazienki się przebrać. Gdy zakładałam
czarny luźny T-shirt z króliczkiem, przyjrzałam się długim, poszarpanym bliznom
na moich ramionach. Pewnie Lay’owi udało się w nocy zasklepić rany, podobno gdy
byłam nieprzytomna, nie udawało mu się to. Niestety, zostały blizny. Założyłam
czarne dresowe spodnie, zaplotłam przydługie włosy w luźny warkocz i zawołałam
Xiumina, żeby mnie zaniósł do chłopaków.
- Poniekąd, tak…
- odpowiedziałam lekko speszona.
Chen przez
chwilę wiercił mnie wzrokiem, w pokoju panowała spokojna i poważna cisza, którą
przerwał nasz Pikachu.
- No i dobrze!
Mnie to pasuje. – wyszczerzył zęby w uśmiechu, założył ręce za głowę i
wyciągnął się zadowolony na fotelu.
- Chen! –
syknęli z wyrzutem Lay, Kris, Suho i Luhan. Chanyeol, Baekhyun, Kai, Tao, i Emi
parsknęli śmiechem, a D.O i Sehun tylko się lekko uśmiechnęli.
Ja za to
posłałam Chenowi jeden z najszczęśliwszych uśmiechów, jakie posiadałam, a
Xiumin patrzył na wszystkich zdezorientowany.
- Jak możesz być
tak nieodpowiedzialny? – fuknął Suho.
- Przecież ledwo
do siebie doszła, nawet po schodach sama nie zejdzie, a ty się tak po prostu
zgadzasz?! – zaaferował się Luhan.
- Idiota. –
uciął krótko Kris.
Chen tylko
wystawił im język i głupio się uśmiechnął. Lay przewrócił oczami, oparł łokcie
o kolana, splótł dłonie i zwrócił się do mnie.
- Alicie, jak
twoje ramiona? Nie bolą? – spytał spokojnie. Pokręciłam głową.
- Nie, nie bolą.
Ale są blizny.
- Hmm…
Niedobrze… - zamyślił się Uzdrawiający.
Większość
obecnych skupiła uwagę na nas, ale większość to nie wszyscy. Chanyeol i
Baekhyun byli zajęci gratulowaniem Chenowi za udany kawał, Tao całował Emilię,
a Kai myślał o kurczaku w panierce.
- W każdym
razie, Lay, nie zmieniaj tematu. Ja pójdę na ten bal. Wszyscy pójdziemy. –
powiedziałam stanowczo.
- To nie jest
dobry pomysł… - odparł cicho Lay, ale zagłuszył go Kris.
- Głupia. Nie
masz na to siły. W ogóle, co ci wtedy strzeliło do głowy, żeby się samej
włóczyć po lesie?
- Przepraszam
bardzo, a co to ma do rzeczy z naszą rozmową? – syknęłam zirytowana.
- Nic. Po prostu
muszę cię opierniczyć za to, że byłaś tak lekkomyślna. – powiedział poważnie,
ale kąciki jego ust minimalnie uniosły się ku górze.
- Ja?
Lekkomyślna? Od zawsze chodziłam po lasach w nocy, to moje hobby! –
zdenerwowałam się nie na żarty.
- To znajdź
inne. – odparł, patrząc na mnie z wyższością i coraz bardziej się uśmiechał.
Gdy tylko zobaczyłam ten cień uśmiechu, zrozumiałam, o co mu chodziło. Tak
naprawdę nie był na mnie zły, tylko chciał się ze mną podroczyć. Postanowiłam
zagrać w jego grę.
- Ciekawe, że dwa
tygodnie temu, jak chciałam iść do lasu, to mnie nie powstrzymywałeś przed
samotnym spacerem. – zadarłam głowę do góry, uśmiechnęłam się zawadiacko i
popatrzyłam mu w oczy wyzywająco.
- Wtedy… -
zająknął się zbity z tropu. - Wtedy to było coś innego.
- Ta, jasne.
- No tak.
- No chyba nie.
- No chyba tak.
- No Nie.
- Tak.
- Nie!
- Tak!
- Przestańcie! –
krzyknął Suho, by nas uciszyć, ale na jego twarzy zajaśniał uśmiech – No
normalnie jak dzieci!
Kris uśmiechnął
się szeroko, a ja zaczęłam się śmiać, po chwili reszta do nas dołączyła.
- Czyli co?
Idziemy na ten bal? – spytał w końcu rozbawiony Baekhyun.
Wymieniliśmy z
Krisem spojrzenia.
- No jak
widzisz, skoro Alice ma tyle siły, by się ze mną kłócić, to kilka godzin
tańcowania to dla niej rybka. – oświadczył z uśmiechem i dodał. - Jasne, że
idziemy.
~~*~~
Resztę dnia
przeleżałam na kanapie w salonie, żeby odpocząć i spędzić czas z chłopakami (i
z Emi). Co jakiś czas Lay przychodził i próbował coś zaradzić na blizny, ale
nie dawało to żadnych efektów, poza tym, że potem miałam coraz więcej energii.
Udało mi się też porozmawiać z Luhanem o moim śnie i wyjaśnić sytuację. Na
szczęście zrozumiał i teraz obydwoje czuliśmy się o wiele lepiej.
Następnego dnia
czułam się już o wiele lepiej. Co prawda, nie było mowy o tańczeniu, czy dłuższym
staniu, ale mogłam sama zejść po schodach. Ale nie schodziłam często. Prawie
cały czas siedziałam z Emi w naszym pokoju. Odkąd pojechała na zawody, nie
miałyśmy okazji porozmawiać. Siedziałyśmy właśnie na łóżku otoczone szczotkami
do włosów, lakierami do paznokci i biżuterią. Kosmetyków nie miałyśmy, bo żadna
z nas się nie malowała. Zwinna wyglądała dzisiaj jak zwykle. Miała na sobie
swój słynny czarno-czarny zestaw, czyli czarne jeansy i czarną koszulkę z
krwawym napisem: „Czy mogę pożyczyć twoją
twarz na Halloween?”. Brązowe włosy miała jak zwykle rozpuszczone – no, tak
krótkie włosy trudno związać, chyba, że w taką palemkę na czubku głowy. Ja też
ubrałam czarno-czarny zestaw, tyle że ja miałam na sobie wczorajsze dresy.
- Który lepiej
wybrać? Niebieski czy czarny? – spytała Emi, pokazując mi dwie buteleczki
lakierów do paznokci.
- A jaką masz
sukienkę? – spytałam, chociaż wiedziałam, jakiej odpowiedzi się spodziewać.
- Czarną… Ale z
niebieskimi akcentami!
- To lepiej
niebieski. – pokiwałam głową w zamyśleniu. – A ja? Jaki lepiej? Beżowy czy
czarny?
- A ty jaką masz
sukienkę? – spytała Zwinna poważnie.
- Taką beżową z
czarną koronką.
- Więcej jest
beżu czy czerni?
- Beżu.
- No to czarny
będzie lepszy. – stwierdziła stanowczo.
Zaczęłyśmy
malować sobie paznokcie, w międzyczasie rozmawiając.
- W jakim stylu
jest twoja sukienka? – spytałam zaciekawiona, malując kciuk.
- Krótka,
chińska, z kołnierzykiem pod szyję i odkrytymi rękami. No i ma taki śliczny
wzór z niebieskim smokiem. Chińskim, oczywiście.
- Hmm… Chińska
sukienka, niebieski kolor, ciekawie, dla kogo tak się starasz… - uśmiechnęłam
się szeroko. – To dla Tao, co nie?
- Tak. – Emi
lekko się zarumieniła i uśmiechnęła się, pociągając pędzelkiem po palcu
wskazującym.
- Pewnie
zakładasz też pod spód spodenki na w-f, prawda? – dodałam rozbawiona, kończąc
malowanie palca środkowego.
Na balu
gimnazjalnym Emilia miała pod sukienką krótkie spodenki. Tłumaczyła to tym, że
przyzwyczaiła się do spodni i nie może nosić spódnic.
Dziwne, ale
prawdziwe.
- Hah, no pewnie!
Nie ma innej opcji. – zaśmiała się, a potem zaklęła, bo pod wpływem gwałtownego
ruchu pomalowała niebieskim lakierem palec, a nie paznokieć. Po chwili spytała.
– A ty?
- Pokażę ci. –
uśmiechnęłam się spoglądając na pomalowane paznokcie lewej ręki. Wstałam powoli
z łóżka i podeszłam do szafy. Wyciągnęłam z niej sukienkę. Była ona na
ramiączkach, długa do kolan, miała podwyższony stan i rozchodzącą się na boki
spódnicę. Całość była beżowo-brzoskwiniowa, góra była obszyta czarną koronką.
Na czarnym pasku, oddzielającym górę od dołu, widniała mała, czarna kokardka.
Zwinna
zlustrowała ją wzrokiem fachowca i uśmiechnęła się.
- Jest urocza.
Pasuje ci.
- Dzięki. – ja
też się uśmiechnęłam i wróciłam na łóżko, by kontynuować malowanie paznokci.
- Co zrobisz z
włosami? – spytała mnie Emi, skupiając się na środkowym palcu prawej ręki.
- Chyba nic. –
odparłam, poprawiając lakier na kciuku. – Zostawię je rozpuszczone.
- Hmm… Dobry
pomysł. – pokiwała głową i znów zaklęła, ponownie brudząc sobie palec lakierem.
- Wiesz, tym
razem postanowiłam wziąć z ciebie przykład. – powiedziałam spokojnie.
- Też pobrudzisz
sobie całe ręce lakierem?
- Nie. –
zaśmiałam się i po chwili zaklęłam, bo właśnie pobrudziłam sobie palec. –
Zakładam dzisiaj trampki na bal. – orzekłam, czyszcząc palec chusteczką.
W gimnazjum
Emilia wzięła na bal trampki. Zaraz po zatańczeniu poloneza zamieniła obcasy na
wygodniejsze buty i chodziła w nich do końca imprezy.
- Alice… -
usłyszałam jej poważny głos i podniosłam na nią oczy zdziwiona. – Jestem z
ciebie dumna! – pociągnęła nosem, udając wzruszenie.
Zaśmiałyśmy się,
a potem obie zaklęłyśmy, bo znów przejechałyśmy lakierem po palcach.
~~*~~
Na sali panował
wesoły gwar. Przez szklany sufit wpadały do hali pierwsze promienie Złotego
Księżyca. Pomieszczenie było udekorowane złotymi wstęgami i gwiazdami. Na
stołach pokrytych białymi obrusami stały pozłacane gałązki drzew i świeczniki,
które w połączeniu z księżycowym blaskiem, rozlewały złocistą poświatę. Halę
wypełniali uczniowie, wszyscy byli odświętnie ubrani, chłopcy w garniturach,
dziewczęta w zwiewnych sukienkach. Przy najokazalszym stole stali nauczyciele i
dyrekcja. Wśród grona pedagogicznego najbardziej wyróżniała się pani dyrektor
Edith Bonneville. Ubrana w złocistą suknię, ze związanymi w misterny kok
pięknymi ciemnymi włosami i z prostym naszyjnikiem, jako jedyną ozdobą,
wyglądała jak królowa, jak dobra i ciepła władczyni, którą uwielbia lud.
Jae Soong,
ubrana w śliczną malinową sukienkę, w delikatnym makijażu i z burzą czarnych falowanych
włosów, znudzona słuchała rozmowy grupki Wilków. Jednym z uczestników dyskusji
był Alan – jej kolega z klasy, który zaprosił ją na bal. Początkowo odmówiła,
bo miała iść z Sehunem, ale po tym, jak ją wystawił, przyjęła zaproszenie
Wilka. Teraz tego żałowała. Chłopak był miły, ale był tylko znajomym i gdy
tylko zobaczył swoich kumpli, całkowicie o niej zapomniał.
- Just! –
usłyszała głos przyjaciółek i odetchnęła z ulgą. Była uratowana.
Przed nią
pojawiły się Ewe i Lu. Evelyn miała na sobie błękitną zwiewną sukienkę z
krótkim rękawkiem i sporą kokardą z tyłu, kręcone włosy zostawiła naturalnie
rozpuszczone. Luiza wyglądała bardziej kobieco. Miała prostą, czekoladową
suknię bez ramiączek z czarnym ozdobnym paskiem, wysokie obcasy i czarną
aksamitkę z kryształem górskim. Długie włosy były idealnie proste, a jej
makijaż był dość mocny, ale nie wyzywający.
- Co ty taka nie
w sosie? – spytała ją Niewidzialna. Wilczyca wskazała ruchem głowy Alana z
kolegami.
- I tak jesteś
szczęściarą. Masz przynajmniej partnera. – skrzywiła się Zmienna.
- Taaak… Ale
chciałam być z Sehunem… - na samą myśl o nim, Just się zdenerwowała. - Ten
podły, parszywy, podstępny…
- Za dużo
przymiotników na „p”. – przerwała jej Ewe. - Znajdź na inną literę.
- …słodki… -
skończyła cicho Jae Soong i spuściła wzrok.
Luiza podeszła
do Wilczycy i położyła jej rękę na ramieniu.
- Wiem co
czujesz… - powiedziała cicho. – Mam tak samo z… Kai’em…
Powstała między
nimi chwila ciężkiej ciszy. Znaczy, ciszy przerywanej głośną muzyką i wesołym
gwarem innych uczniów.
- A wiecie, że
Chan chciał mnie zaprosić? – odezwała się nagle Ewe, która jako jedyna z tej
trójki nie została wystawiona.
- Oj, bądź cich…
- Just chciała ją uciszyć, ale Ewe jej przerwała. Znowu.
- O! – krzyknęła
zaskoczona i wskazała palcem wejście do hali. – Chan!
Wszystkie trzy
spojrzały na otwarte drzwi. Stali w nich EXO.
~~*~~
Weszliśmy do
złotej Sali gimnastycznej. Gdy tylko przekroczyliśmy próg, Baekhyun mrugnął do
mnie i machnął ręką. Dziesięć papierowych złotych gwiazd przytwierdzonych do
sufitu zabłysło jasnym światłem. Uśmiechnęłam się. Zrobił tak, jak obiecał mi
wcześniej.
Przez całą drogę
trzymałam Xiumina za ramię, bo bałam się, że upadnę. Gdy nacieszyliśmy się
widokiem dekoracji, całą grupą poszliśmy w stronę stołu Klasy Żywiołów.
Usiadłam na krześle i obserwowałam poczynania EXO. To było takie dziwne,
oglądać ich w garniturach, gdy zawsze chodzili w jeansach i koszulkach. Jedynym,
który nie miał pełnego garnituru, był Kai. Miał on na sobie elegancką czerwoną
koszulę i czarne spodnie od garnituru, ale nie miał marynarki. Może ją gdzieś
zgubił?
Tao objął Emilię
w pasie i ją pocałował.
- Pięknie
wyglądasz. – wyszeptał jej do ucha i się uśmiechnął. - To jest ta sukienka dla
mnie, tak?
- Tak. – Zwinna
pokiwała głową z zadowoleniem.
Przez chwilę
stali tak i się do siebie tulili, ale gdy w głośnikach rozbrzmiał kolejny
dyskotekowy kawałek, Tao porwał Emilię do tańca. Szybko zniknęli mi z oczu.
Przez jakąś
godzinę siedziałam przy stole i rozmawiałam z chłopakami. Emi i Tao przepadli
na dobre, kilka razy widziałam ich wirujących wśród innych tańczących, ale
szybko gubiłam ich z oczu.
- Ej, chłopaki,
ja idę się przejść, nie chcę ciągle tu siedzieć. – powiedział w pewnym momencie
Kai.
- Ja też pójdę.
– odezwał się Sehun.
- Ok, idźcie. –
zgodził się Suho.
- Tylko się nie
zgubcie! Nie mam zamiaru was później szukać. – zaśmiał się Kris. Sehun tylko
prychnął, odwrócił się i poszedł przed siebie. Kai rzucił Latającemu mordercze
spojrzenie, drapieżnie się uśmiechnął i zniknął.
- A kuku! – Kris
usłyszał tuż przy uchu demoniczny głos. Krzyknął przerażony i odwrócił się
błyskawicznie. Za nim stał nie kto inny, jak Kai, ciągle z tym samym uśmiechem.
Zaczęliśmy się
śmiać, a Kris tylko wrzeszczał wściekły na kuzyna.
- Idiota!
Kretyn! Policzymy się w domu! Zobaczysz! Nie uciekniesz mi! – krzyczał dalej
Latający. - Znajdę cię! Zatłukę! Zabiję!
- Za dużo
czasowników na „z”. Znajdź inną literę. – usłyszeliśmy rozbawiony, dziewczęcy
głos. Odwróciliśmy się w stronę tego głosu i ujrzeliśmy dziewczynę w błękitnej
sukience z burzą kręconych włosów.
- Ewe! –
ucieszyłam się na jej widok.
- No cześć,
Alice. – uśmiechnęła się Niewidzialna. – Trochę cię nie było. Zaczynałam się
nawet zastanawiać, co ci się stało. A tak na serio, to jak się czujesz?
Słyszałam, że coś ci się stało. To dlatego masz te blizny na ramionach…?
- Tak… Ale już
jest dobrze, nie musisz się martwić. Jestem tylko trochę słaba, kondycja mi
spadła.
- No. To dobrze.
– powiedziała, po czym zwróciła się do Chanyeola. – No, widzę, że dotarłeś.
- Tak, udało mi
się. – wyszczerzył się Happy Virus.
W tle zaczęła
lecieć spokojna muzyka, a uczniowie zaczęli wiwatować. Przyszła pora na wolny
taniec.
Chanyeol
spojrzał nieśmiało na Evelyn. Dziewczyna lekko się zarumieniła i zadała mu
pytanie.
- Czy… Czy twoje
zaproszenie jest nadal aktualne?
Chłopak
uśmiechnął się uroczo, przeczesał ręką włosy i powiedział:
- Właśnie
chciałem się ciebie spytać, czy zatańczysz ze mną… - powiedział nieśmiało,
odchrząknął i wyciągnął dłoń w jej stronę. – To znaczy… Ewe, zatańczysz ze mną?
Niewidzialna
uśmiechnęła się i pokiwała głową.
- Oczywiście. –
złapała go za rękę, a on poprowadził ją w tłum tańczących par.
Spojrzałam
wyczekująco na Xiumina. Chłopak patrzył na mnie z delikatnym uśmiechem na
twarzy. Wyciągnął do mnie ręce, pomógł mi wstać i objął mnie w pasie.
- Alice… -
zaczął rozmarzonym głosem. - …zatańczysz ze mną?
W odpowiedzi
pocałowałam go.
- Mogę to uznać
za „tak”? – bardziej stwierdził, niż spytał. Nie musiał więc czekać na
odpowiedź.
Pociągnął mnie
powoli na środek parkietu. Założyłam mu ręce za szyję, a on objął mnie w talii.
Trzymał mnie mocno, więc nie mogłam upaść. Zaczęliśmy się powoli kiwać w rytm
muzyki. Widziałam tylko jego, a on widział tylko mnie. Uśmiechnęłam się i
spojrzałam mu w oczy. Widziałam w nich swoje odbicie, ale dostrzegłam też
szczęście, opiekuńczość, bliskość. Widziałam w jego pięknych oczach miłość.
~~*~~
Gdy tylko
opuścił kuzynów, Sehun zobaczył Just przy boku jednego z Wilków. Wezbrała w nim
wściekłość. Ta dziewczyna zastąpiła go kimś innym. Chciał ją przeprosić, a ona
znalazła sobie innego. Chłopak prychnął i odwrócił się. Chciał jak najszybciej
zniknąć z jej potencjalnego pola widzenia, ale niestety, nie udało mu się. Just
dostrzegła go.
- Sehun! –
krzyknęła. W jej głosie wyczuł wściekłość. Dziwne, że usłyszał ją przez łomot
skocznej muzyki. Zatrzymał się i odwrócił. Jae Soong natychmiast pobiegła w
jego stronę. Na przywitanie wymierzyła mu siarczysty policzek. Plask uderzenia
był tak głośny, że kilka osób obok spojrzało na nich zaskoczonych.
- Ty bezwstydny,
arogancki, samolubny śmieciu. – zaczęła Just. – Jak śmiesz się tu pojawiać po
tym, jak mnie wystawiłeś?! Jesteś bezczelny! Nie dość, że mnie skrzywdziłeś, to
teraz chcesz rozdrapać stare rany na nowo?!
- Jakie stare
rany, to było przedwczoraj… - mruknął Sehun, rozmasowując obolały policzek.
- I jeszcze się
wymądrzasz?! Jesteś okropny! Nienawidzę się! Wynoś się stąd! Natychmiast!
- Ok… - chłopak
wzruszył ramionami i się odwrócił. Chciał już się oddalić, ale dziewczyna
złapała go za ramię.
- Ej! A ty
dokąd?! – spytała zaskoczona i zbita z tropu.
- Kazałaś mi
iść, no to idę. – odparł obojętnie Sehun.
- A… Ale…
- Co? Chciałaś
jeszcze na mnie nakrzyczeć? – spojrzał jej w oczy. W jego spojrzeniu było
przeraźliwe zimno i bezlitosność.
- Ja… -
zająknęła się i odwróciła wzrok. – Ty… Przyszedłeś do mnie…?
Sehun milczał,
więc Wilczyca kontynuowała.
- Chciałeś… mnie
przeprosić…?
Dalej milczał.
- Czemu
milczysz…?
Chłopak stał
obojętnie. Just spojrzała mu w oczy. Była bliska płaczu.
- Powiedz coś… -
pierwsza łza spłynęła po jej policzku.
Sehun dalej
milczał. Ale nie stał bezczynnie. Zbliżył się do niej i bez słowa przytulił.
Chwilę później rozległa się spokojna muzyka, a uczniowie zaczęli wiwatować.
Rozpoczął się wolny taniec.
- Chodź. –
powiedział cicho Sehun, pociągając ją za rękę. – Twój chłopak chyba nawet nie
zauważył, że cię nie ma. – zatrzymali
się wśród tłumu tańczących par. - Musisz z kimś zatańczyć wolny taniec. –
powiedział, kładąc rękę ja jej talii. - To najważniejszy punkt balu.
Just patrzyła
zdziwiona prosto w jego oczy. Nie były teraz zimne.
Położyła
nieśmiało dłoń na jego ramieniu i zaczęli powoli tańczyć.
~~*~~
Kai stał oparty
o ścianę i obserwował uczniów, tańczących pierwszy wolny taniec. Było
oczywiste, że przez następną godzinę będą grać tylko kawałki dla par. Na chwilę
zwrócił wzrok na szklany sufit i na świecący za nim Złoty Księżyc. Był
przepiękny. Kai westchnął i wrócił do poprzedniego zajęcia. Uważnie lustrował
otoczenie. Szukał Luizy. Nie chciał jednak poprosić jej do tańca. Chciał mieć
pewność, że jej dzisiaj nie spotka. To spotkanie za bardzo by ich zabolało. I
ją, i jego.
W pewnym
momencie rzuciła mu się w oczy pewna dziewczyna. Stała pod ścianą, niedaleko
niego. Wyróżniała się na tle pozostałych uczennic. Krótkie włosy miała białe
jak śnieg, skórę bladą jak papier, oczy i usta czerwone jak krew. Miała białą
sukienkę z przyczepionymi do niej żywymi czerwonymi różami. Była piękna, ale
było w niej coś niepokojącego. Dziewczyna spojrzała na niego, ich spojrzenia
się spotkały. Uśmiechnęła się. Zobaczył jej kły. Wampir, pomyślał i odwzajemnił
uśmiech – z grzeczności – po czym odwrócił wzrok w stronę tłumu.
Miał nadzieję,
że Luiza go przez ten czas nie znalazła.
Muzyka była
spokojna, ale głośna. To dlatego nie usłyszał cichego, dziecięcego i
demonicznego chichotu.
~~*~~