środa, 13 maja 2015

Rozdział 18

Woo... Napisałam ten rozdział w kilka godzin. Pisałam go w czasie choroby i jeśli są w nim jakieś błędy, to bardzo za nie przepraszam. Wina weny, króta przychodzi podczas gorączki...
No dobra, miłego czytania życzę ^^
~Yuki

******************************************************





Czuję zimno. Jednak nie jest ono spowodowane niską temperaturą na dworze. Czuję zimno wewnątrz ciała, mam wrażenie, że serce mi zaraz zamarznie. Dziwię się, czemu mi jeszcze łzy za policzkach nie zmieniły się w kryształki lodu. Boję się. Pochylam się nad leżącym na moich kolanach Luhanem. Jego oddech jest płytki, jego twarz z sekundy na sekundę robi się bledsza. Dół jego białej koszuli jest cały czerwony, przesiąknięty krwią, jego rana mocno krwawi. Chociaż widzę, że jest w okropnym stanie i może z tego nie wyjść, to i tak cały czas powtarzam, że będzie dobrze. Luhan patrzy na mnie zmęczonym wzrokiem i uśmiecha się lekko. „Nie martw się…” mówi szeptem, a po chwili dodaje lekko słyszalnym głosem: „Nie poddawaj się… Walcz.” Zamyka oczy, z jednego z nich leci pojedyncza łza. „Nie! Nie, Luhan!” krzyczę. Odwracam się i wołam najgłośniej jak potrafię: „LAY!”. Patrzę z powrotem na Luhana. Lay po chwili jest przy nim.
Za późno…

~~*~~

Z krzykiem poderwałam się z łóżka. Dopiero po chwili dotarło do mnie, gdzie byłam. Byłam w swoim pokoju. Szybko spojrzałam na zegarek.
Godzina 02:23. Pod spodem data: 17.12, środa.
Wczoraj były moje urodziny.
A więc… To sen. To był tylko sen…
Chociaż już o tym wiedziałam, rozpłakałam się. Dlaczego to mi się śni?! Dlaczego jest takie realistyczne?! Przed chwilą byłam pewna, że trzymam na kolanach martwe ciało Luhana, a teraz siedziałam skulona na łóżku zalewając się łzami. Zatęskniłam za tamtym snem, gdzie byłam świadkiem krwawej masakry. Wiedziałam, że w tamtym się zginął ktoś z moich znajomych, ale nie wiedziałam kto to. Poza tym, ta osoba nie żyła już od początku tego snu. W dzisiejszym śnie widziałam, jak umiera Luhan. Widziałam konkretną osobę, widziałam jak umiera, ale nie mogłam nic zrobić.
Drzwi mojego pokoju gwałtownie się otworzyły. Wpadli przez nie ubrani w piżamy (czyli spodnie dresowe i za duże T-Shirty) Lay i Chen. Chen machnął ręką i w pokoju zrobiło się jasno. Lay podszedł do mnie, ukląkł przy łóżku, złapał mnie za rękę i popatrzył w oczy.
- Znowu ten sen? – spytał łagodnie. Był już do tego przyzwyczajony, od dłuższego czasu miewałam bezsenne noce z koszmarami.
W odpowiedzi na jego pytanie pokręciłam przecząco głową.
- Nie sen? To co się stało? – Spytał zmartwiony.
- N-nie… To był… sen. A-ale inny… - powiedziałam słabo.
- Inny sen? – Lay zmarszczył brwi. – Jaki sen? Opowiedz.
- Ja… W tym śnie… Tam był Luhan… I… i on…
- No? Co Luhan zrobił? – spytał łagodnie Uzdrawiający.
- On… Z-z… W tym śnie Luhan z-zginął…
W pokoju zapadła cisza przerywana tylko moim cichym łkaniem.
- Nie podoba mi się to.
Ja i Lay zaskoczeni odwróciliśmy się w stronę Chena. Chłopak przez cały czas stał oparty o ścianę i się nie odzywał. Aż do teraz. Teraz był ponury, widać było, że wie coś ważnego, czego my nie wiedzieliśmy, i że to coś mu się nie podobało.
- Co masz na myśli? – spytał go starszy kuzyn.
- Sny mają moc. – powiedział poważnie - Mają w sobie zawarte znaki. Jeśli śnią ci się takie rzeczy, to znaczy, że szykuje się coś niedobrego.
- Sugerujesz, że w przyszłości Alice wpadnie na zakrwawione trupy w lesie i później będzie patrzeć, jak Luhan ginie? – Lay zdawał się nie wierzyć w to, co powiedział Chen, ale zrobił się troszkę blady.
- Oczywiście, że nie! Nie miałem tego na myśli. Mówię tylko, że te sny mogą coś znaczyć, ale nie muszą. Jeśli chodzi o ten sen z lasem, to może on znaczyć, że podczas spaceru po lesie Alice upadnie i złamie nogę, a to z Luhanem może znaczyć, że się pokłócą, czy coś. Albo te sny nic nie znaczą. Nie wiem! To tylko moja teoria.
- Wiecie co? – przerwałam wywody Chena. Chłopcy zaskoczeni spojrzeli na mnie. – Możemy tą rozmowę dokończyć rano? Jest przed trzecią w nocy, a ja chcę się wyspać przed szkołą.
- Och… Dobrze, przepraszamy. – zmieszał się Lay. – Tylko może… Pozwolisz mi sobie pomóc? – wyciągnął rękę w moją stronę.
No tak, cały czas trzęsłam się ze strachu i nie mogłam się uspokoić. Chwyciłam dłoń Uzdrawiającego i poczułam dobrze mi znane przyjemne ciepło.  Zaczęłam się rozluźniać. Po chwili czułam już tylko senność. Gdy Lay skończył się mną zajmować, chłopcy zgasili światło, powiedzieli mi dobranoc i wyszli z pokoju. Szybko zasnęłam i tym razem nie śniło mi się nic.

~~*~~

- Chanyeol! Nie baw się teraz ogniem, bo puścisz z dymem całą salę! Weź Baekhyuna i układajcie stoły! – Krzyknął nauczyciel Klasy Księżycowej, gdy zobaczył, że dwaj członkowie EXO siedzą bezczynnie, a na dodatek się wygłupiają, zamiast pracować z resztą uczniów.
Ze śmiechem obserwowałam tą scenę gdy w kącie z kilkoma innymi dziewczynami robiłam złote dekoracje z papieru. Starałam się nie myśleć o dzisiejszej nocy. Unikałam także kontaktu z Luhanem. Bałam się, że gdy tylko zamienię z nim kila zdań rozpłaczę się. To bez sensu, wiem, ale nie chciałam tego. Oczywiście, gdybym mu powiedziała na pewno by zrozumiał, ale nie mogłam się na to zdobyć. A gdybym mu powiedziała, poczułabym się lepiej.
Pokręciłam głową odrzucając tą myśl na później i skupiłam się na pracy. Zbliżała się Noc Złotej Pełni, a wraz z nią coroczny szkolny bal. Tej nocy, jedynej w całym roku, gdy na niebo wstępował złoty księżyc, każdy Wilk i Zmienny pozostawał w swojej ludzkiej postaci. To jedyna noc, podczas której te NN mogą oglądać pełnię i zachować jasność umysłu. Nie czują się wtedy bestiami.
Przyjrzałam się swojemu dziełu. Dziesięć złotych gwiazd, każda wielkości piłki do koszykówki, w każdej na środku mały otwór na kulę światła. Baekhyun powiedział, że tylko dla mnie może dodać do moich dekoracji trochę blasku. Byłam bardzo ciekawa efektu.
Popatrzyłam z powrotem na stół zasłany  mnóstwem przyborów plastycznych. Wszędzie walały się wycinki złotego papieru, tubki kleju, buteleczki brokatu, pędzle, białe, czarne i złote farby, żółte i srebrne kredki. Każda z pracujących nad dekoracjami dziewczyn miała swoje nożyczki. Przyjrzałam się tym NN. Większości z nich nie znałam, bo były w Klasie Księżycowej, ale zauważyłam też dwie uczennice naszej klasy. W tym roku za Bal Złotej Pełni odpowiadały właśnie nasze klasy. Nie mieliśmy lekcji, tylko do końca tygodnia musieliśmy pracować. A ponieważ nie było lekcji, nie musieliśmy nosić mundurków. Popatrzyłam z przekąsem na ubrania dziewczyn z Klasy Żywiołów. Pod papierowymi fartuchami skrywały obcisłe bluzki, krótkie spódniczki i mnóstwo biżuterii. Jak one mogły w tym chodzić? Nie dość, że na dworze zimno, to ich ubranie więcej odkrywa niż zakrywa… No i pewnie to strasznie niewygodne musi być. Cieszyłam się, że postanowiłam założyć zwykłe jeansy, czarny podkoszulek i czarną koszulę w kratkę. To było wygodne ubranie, może niezbyt ciepłe, ale mając Chanyeola obok siebie zawsze jest ciepło.
Na myśl o nim uśmiechnęłam się pod nosem. Przed oczami stanęła mi scena sprzed kilku minut. Nagle przypomniałam sobie o mojej pracy. Westchnęłam i wróciłam do robienia dekoracji.
Gdy skończyłam drugą dziesiątkę gwiazd postanowiłam je już zawiesić na ścianach. Rozejrzałam się po pomieszczeniu w poszukiwaniu odpowiednich miejsc na zawieszenie dekoracji. Sala gimnastyczna była duża, miała drewnianą podłogę, na ścianach były zawieszone typowe szkolne drabinki. Jeśli nie spojrzało się na sufit, to sala wyglądała jak każda inna szkolna hala sportowa. Ale na to gdy powędruje się wzrokiem wyżej… Ujrzy się szklany sufit. Można pomyśleć, że szklany sufit w miejscu, gdzie na okrągło gra się piłkami różnego rodzaju to idiotyczny pomysł, ale ten sufit ma jeden konkretny cel. W czasie Złotej Pełni ma ukazać uczniom złoty księżyc. Jak już wspomniałam wcześniej, księżyc jest ważną rzeczą dla wszystkich NN.
Nie znalazłam odpowiedniego miejsca na rozwieszenie mich gwiazd, więc postanowiłam spytać o zdanie Baekhyuna. Rozejrzałam się po hali i szybko go zlokalizowałam. Właśnie nosił z Chanyeolem stoliki po drugiej stronie pomieszczenia.
Wzięłam w ręce złote gwiazdy i ruszyłam w jego stronę. Musiałam manewrować między zabieganymi uczniami. Dekoracje, które niosłam ograniczały mi widoczność. Gdy byłam mniej więcej w połowie drogi potknęłam się i wpadłam na kogoś. Obydwoje polecieliśmy na podłogę, gwiazdy posypały się na wszystkie strony. Nikt nie zwrócił na nas uwagi. W tej szkole takie rzeczy to normalność. Uczniowie często na siebie wpadają. Szybko się podniosłam i przepraszając wyciągnęłam rękę w stronę poszkodowanego NN. Gdy pomogłam mu wstać spojrzałam na tą osobę i zamarłam.
Napotkałam pałające złością niebieskie oczy, jasną grzywkę i kocie uszy.
Yuki.

~~*~~

- Ty… - wycedziła ze złością. Zmrużyła oczy i przyglądała mi się z nieskrywaną nienawiścią.
- Cześć, Yuki. – odpowiedziałam ze skwaszoną miną. Nie miałam ochoty na kłótnie. – To ja już pójdę. – schyliłam się i zaczęłam podnosić swoje gwiazdy, ale Yuki złapała mnie za ramię i zmusiła by pozostać na miejscu.
- Nie tak szybko. Nie chcesz ze mną porozmawiać? – spytała zimnym głosem.
- Nie mamy o czym. – odparłam, również chłodno. Przyjrzałam się jej dokładniej. Wyglądała inaczej, niż za czasów naszej przyjaźni. Kiedyś lubiła się słodko ubierać, włosy zawsze miała spięte w kucyk, zamiast krawatu do mundurka zakładała kokardkę. Teraz miała na sobie czarne spodnie, czarny podkoszulek, czarną skórzaną kurtkę, czarne glany na nogach i biżuterię z czaszkami i krzyżami. Jej krótkie jasne włosy były rozpuszczone, a w nosie miała kolczyk. To nie była już ta sama Yuki.
- A mi się wydaje, że mamy o czym gadać. – powiedziała wpatrując się w moje oczy.
- Tak? A niby o czym?
- Nie wiesz? Przecież miałaś wczoraj urodziny. Nie zdążyłam złożyć ci życzeń. – uśmiechnęła się, ale bynajmniej nie był to życzliwy uśmiech.
- Och, naprawdę? To miło, ale nie musisz…
- Ale chcę. A więc, Alice… - moje imię wysyczała z pogardą, ale ciągle się uśmiechała. - …życzę ci, żebyś w najbliższym czasie zginęła bardzo bolesną śmiercią.
- Ooo… To słodkie, dziękuję. – powiedziałam bezbarwnym głosem. Nie chciałam się z nią kłócić, nie obchodziło mnie, co teraz mówiła.
Na to Yuki tylko prychnęła.
- No. To ja będę iść. Muszę się coś Baekhyuna spytać. Na razie.. – Już miałam odejść, ale Zmienna znowu mnie przytrzymała.
- Te! Nie ignoruj mnie!
- Sorry, mam dobry humor, nie chcę go zepsuć.
- Czy mi się wydaje, czy ty jesteś szczęśliwa? – spytała podejrzliwie.
Popatrzyłam na nią i przez chwilę się do siebie nie odzywałyśmy. Po chwili coś do mnie dotarło.
- Wiesz co? Chyba miałaś rację. Teraz, gdy się nie przyjaźnimy, jestem o wiele szczęśliwsza.
To była prawda. To była miażdżąca prawda, którą dopiero teraz dostrzegłam. To co teraz zrobiłam było chamskie, ale przynajmniej powiedziałam prawdę. I to był błąd.
Yuki momentalnie się zjeżyła, wystawiła kły i zamachnęła się, żeby mnie uderzyć.
Nagle nie wiadomo skąd przede mną pojawiła się męska postać. Chłopak złapał Yuki za rękę zanim zdążyła mi coś zrobić. Po chwili dotarło do mnie, że Yuki prawie rozdrapała mi twarz, a on mnie uratował.
- Droga Yuki, nie ładnie jest rzucać się z pazurami na innych. To niegrzeczne. – usłyszałam spokojny głos Kai’a.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Pewnie zauważył nas wcześniej i przez cały czas nas obserwował. Skąd on wiedział, że stanie się coś takiego? Ech, nieważne…
- Alice, nic ci się nie stało? – spytał wesołym głosem.
- Nie, wszystko ok, tylko pogubiłam dekoracje, które zrobiłam.
- Ty je pogubiłaś, a ja je znalazłem. – Usłyszałam za plecami czyjś śmiech. Odwróciłam się i poczułam, jak robi mi się zimno. Przede mną stał Luhan z rękami w kieszeniach jeansów, a wokół niego unosiły się złote gwiazdy.
- Och, dziękuję. – powiedziałam zakłopotana. Nie chciałam patrzeć na jego twarz. Bałam się, że ujrzę ją bladą jak kreda, z której powoli uchodzi życie. Popatrzył na mnie dziwnie, otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć, ale po chwili je zamknął. Wzięłam od niego dekoracje i ruszyłam w stronę Baekhyuna. Po kilku krokach odwróciłam się do Kaia i Luhana i powiedziałam: dziękuję. Krążąc między zapracowanymi NN stwierdziłam, że dzisiaj będę musiała się przejść sama po lesie. Muszę uporządkować myśli…

~~*~~

Mamushi siedziała na szczycie sosny rosnącej na granicy lasu i z uśmiechem wpatrywała się w ekran świetlnego lustra. Miała swoich ludzi między uczniami szkoły, to oni przekazywali jej informacje o tym, co dzieje się w szkole. Machnęła ręką i lustro zniknęło. Zeskoczyła z drzewa i ruszyła w głąb lasu. Tam czekały na nią cztery Wilki. Podeszła do jednego, uklękła przed nim, a gdy tamten się jej pokłonił, wzięła jego głowę w objęcia i przyciągnęła do siebie. Pogłaskała go za uchem i wyszeptała mu do ucha:
- Mam dobrą wiadomość. Dzisiaj ruszycie na łowy.
Ciszę lasu przerwał cichy chichot.

~~*~~

piątek, 8 maja 2015

Rozdział 17

Witam.
Oto kolejny rozdział po dość długiej przerwie, za którą przepraszam.
Miałam trochę dużo na głowie, ale teraz mamy w szkole luz i mogłam skończyć rozdział ^^
W poprzednim rozdziale było mało o chłopcach, dlatego w tym rozdziale będzie ich o wiele więcej ;)
Mam nadzieję, że się Wam spodoba.
Miłego czytania
~Yuki


******************************************************






Wychyliłam głowę z pokoju. W korytarzu było ciemno. Chciałam zapalić światło, ale gdy nacisnęłam włącznik, nic się nie stało. No tak, zabrakło prądu. To dlatego w mojej sypialni nagle zgasło światło. Wyszłam z pokoju i ruszyłam w stronę schodów. Zanim do nich dotarłam spojrzałam w znajdujące się na końcu korytarza okno. Za nim także panował mrok. Rozświetlały go jedynie nikłe światełka gwiazd, ale większość nieba była zasłana chmurami. Zmarszczyłam brwi. Było za cicho. Podobno chłopcy byli w domu i mieli siedzieć na dole.
Gdy o nich pomyślałam, poczułam ukłucie głębokiego smutku.
Zapomnieli o dzisiejszym dniu. Zapomnieli, że ten dzień był szczególny. Przez cały dzień,  zachowywali się normalnie (to znaczy, normalnie, jak na ich standardy) i nie wykazali nawet odrobiny zainteresowania moim humorem. Byłam zła i smutna, bo zapomnieli. Co prawda, żartowali ze mną trochę, starali się pocieszyć, ale nie pytali co się stało.
Zrobiłam kilka niepewnych kroków po stopniach. Nie lubię schodzić ze schodów po ciemku… W salonie nie zauważyłam nikogo. Co prawda, praktycznie nic nie widziałam, ale chłopcy mieli moce. Wystarczył Baekhyun i już byłoby jasno. A tu nic. Ciemność i cisza. Poczułam samotną łzę na policzku.
Zostawili mnie. Zapomnieli.
Nagle usłyszałam szepty w miejscu, gdzie powinna stać kanapa. Stanęłam jak wryta i zaczęłam nasłuchiwać.
- Już jest?
Nie rozpoznałam głosu, ale poczułam, że chyba go znam.
- Czekaj, sprawdzę…
Kolejny głos, też chyba mi znany. Starłam łzę z policzka i pociągnęłam nosem.
- Ciśśś. Uciszcie się, głąby, usłyszy was.
Kolejny szept. Nie rozumiałam, co się dzieje.
- Gotowi? Ok, zaczynamy.
Nagle przede mną pojawiły się dwa małe ogniki. Po chwili zorientowałam się, że to świeczki. Świeczki w kształcie 1 i 7. Świeczki na torcie. Po chwili w całym salonie pojawiły się małe kule światła i rozlały po pomieszczeniu przyjemny, pomarańczowo-biały blask. Przede mną pojawiło się dwanaście postaci, wszystkie uśmiechnięte. Spojrzałam z niedowierzaniem na osobę stojącą najbliżej mnie. Spojrzenie głębokich, ciemnych, pełnych ciepła i uroku oczu sprawiło, że moje serce zabiło mocniej.
Po chwili rozległ się wesoły krzyk dwunastu chłopców:
- WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO, ALICE!

~~*~~

Przez cały poprzedni tydzień chłopcy ciężko pracowali. Zbliżał się 16 grudnia, czyli urodziny Alice. Musieli się postarać. Niestety, Emi nie mogła im pomóc, bo wyjechała z kilkoma Zmiennymi i Wilkami (w tym z Just) na zawody do innej szkoły NN i miała wrócić dopiero 17. Szczęściara, wróci na trzy dni szkoły, odbędzie się Bal Złotej Pełni, a po nim będzie przerwa świąteczna, więc praktycznie nie będzie musiała się uczyć.
Musieli więc radzić sobie sami. Xiumin, jako ten najbliższy Alice, był ich informatorem. Mówił swoim kuzynom, co jego dziewczyna lubi, czego nie, jaki jest jej ulubiony kolor, co chciałaby dostać i tego typu rzeczy. Przygotowaniem tortu miał się zająć najbardziej uzdolniony kucharz, czyli D.O. Chanyeol i Baekhyun mieli się zająć dekoracjami. Kris i Sehun wzięli odpowiedzialność za prezenty. Kai był exowym listonoszem i zaprosił Lu i Ewe na przyjęcie. Tao zatrzymywał w środku nocy czas dla wszystkich, oprócz członków EXO, żeby Alice nie zauważyła, jak przygotowują jej imprezę. Suho oczywiście wszystkimi kierował, a Lay ustalił wspaniały plan działania.
Otóż, przez cały tydzień mieli wyglądać tak, jakby zapomnieli o urodzinach ich Liska. To miała być dla niej niespodzianka. Gdy Kai zapraszał Zmienną i Niewidzialną, umówili się, że dziewczyny będą czekać przed domem koło 20:00 i gdy usłyszą znak, mają dołączyć. Wieczorem, w dniu jej urodzin, Chen miał odciąć prąd. Wtedy Tao miał zatrzymać czas, by reszta wszystko wniosła do salonu. Potem musieli tylko się schować za kanapami i czekać, aż Alice zejdzie na dół.
Plan wprost idealny. 

~~*~~

- No… To co jej kupimy? – spytał pewnego razu Kris, gdy w środku nocy siedzieli na naradzie w sprawie urodzin Alice.
Przez chwilę panowało pełne oczekiwania milczenie. W końcu odezwał się drugi osobnik odpowiedzialny za prezent.
- Może… Jakąś książkę? Alice lubi czytać.
- Nie, Sehun. Książka, nawet jeśli świetna, jest pospolita. A ona jest wyjątkowa. To musi być coś wyjątkowego. – powiedział zamyślonym głosem Xiumin.
- A kupujemy jej jeden prezent od wszystkich, czy każdy osobno? – spytał Chen, któremu oczy się już zamykały.
- Już mówiliśmy, że kupujemy jeden. Słuchaj, jak mówią inni, a nie przesypiaj spotkania. – skarcił władcę elektryczności Luhan.
Ten w odpowiedzi coś mruknął, uśmiechnął się i leniwie pokiwał głową. Myślami był już w krainie snów. Na to Jelonek tylko prychnął i wrócił do rozprawy prezentowej.
- A może jakąś biżuterię?
- A co takiego wyjątkowego jest w biżuterii, hyung? – spytał z ironią w głosie Baekhyun.
- A jeśli byłaby to jakaś błyskotka z napisem? Takim, który sami byśmy wymyślili? – Podjął temat Kyungsoo.
- Hmm… Dobry pomysł. – poparł młodszego kuzyna Lay. – Tylko jaką biżuterię? Naszyjnik? Bransoletkę? Pierścionek? Kolczyki?
- Pierścionek odpada, bo Alice ma już dwa sygnety rodzinne. – powiedział Kai.
- Kolczyki też, bo ich nie nosi. – wtrącił się Chanyeol.
- Hmm… Czyli zostaje bransoletka albo naszyjnik… - zamyślił się Suho.
- To może bransoletka? Wydaje mi się, że to mogłoby się jej naprawdę spodobać. – zaproponował Kris.
- A czemu nie naszyjnik? Alice ma dużo naszyjników, na pewno je lubi. – odezwał się Baekhyun.
- No właśnie. Ma ich dużo. A widziałeś, żeby nosiła jakąś bransoletkę? – spytał z przekąsem Latający.
- A może Alice nie nosi bransoletek, bo ich nie lubi? – odparł gniewnie Baekhyun.
- Nie może ich nie lubić, bo przecież często ma na ręce zawiązaną bandankę. Jakby jej to przeszkadzało, to by jej nie nosiła!
- A skąd możesz to wiedzieć?!
- Dość! Spokój! – przerwał powstałą kłótnię lider. – Zostaniemy przy bransoletce.
Gdy Suho wypowiedział ostatnie zdanie Kris posłał tryumfalny uśmiech w stronę Baekhyuna, a ten w odpowiedzi wystawił mu język.
- Ale jaki napis na niej będzie? – spytał Tao.
Wszyscy zaczęli się zastanawiać, powstała cisza, którą po jakimś czasie coś przerwało.
- Ekhem…
Wszyscy zwrócili swe spojrzenia na poważnego mężczyznę. W tej chwili był dziwnie spokojny, siedział prosto, ale w jego oczach pojawił się inteligentny błysk. Drapieżny błysk.
- Chyba mam pewien pomysł… - uśmiechnął się tajemniczo Kris.

~~*~~

Poczułam na policzkach kolejne łzy, tym razem to były łzy szczęścia. Nie mogłam przestać się uśmiechać, gdy chłopcy śpiewali mi „Sto lat”. Jednak nie zapomnieli. Cały czas pamiętali, zaplanowali to wszystko. Gdy skończyli śpiewać każdy z osobna podszedł do mnie i mnie przytulił. Byłam taka szczęśliwa. Potem Xiumin wskazał ręką na tort i powiedział:
- No, to teraz pomyśl życzenie, Alice.
Spojrzałam na ciasto, na dekoracje na nim, na świeczki. Dawno nie miałam tortu na urodzinach. Zresztą, dawno już nie miałam imprezy urodzinowej. Pochyliłam się nad tortem i zamknęłam oczy.
Życzenie. Jakie mam życzenie?
Otworzyłam oczy i spojrzałam po twarzach zebranych tu osób. Uśmiechnęłam się szerzej i znów przymknęłam powieki.
Już wiem, jakie mam życzenie.
Żebyśmy wszyscy, ja, Emi, EXO; żebyśmy wszyscy byli razem już na zawsze.
Zdmuchnęłam świeczki. Rozległy się wiwaty i znów zaczęli śpiewać. Tym razem usłyszałam też kobiece głosy. Odwróciłam się do drzwi i ujrzałam w nich stojące Lu i Ewe, każda z prezentem w ręce. Gdy piosenka dobiegła końca pobiegłam je uściskać. Cieszyłam się, że przyszły. Zaczęłam się śmiać. Nie dlatego, że coś mnie rozśmieszyło. Byłam po prostu tak szczęśliwa, że aż chciało mi się śmiać.
- Wszystkiego najlepszego, Alice. – Luiza wręczyła mi małą torebeczkę.
- No, wszystkiego naj, sto lat i starzejesz się, rudzielcu. – Ewe jak zwykle z uśmiechem na twarzy podała mi drugą torebkę, trochę większą, niż Luizy.
Otworzyłam oba prezenty. Od Lu dostałam delikatne perfumy o zapachu jabłek w ślicznym flakoniku, a od Evelyn słodziutkiego pluszowego misia, który w dotyku był bardziej miękki i puszysty, niż pers mojej znajomej z dzieciństwa, a uwierzcie mi, ten kot był idealną poduszką! (nie żebym na nim spała czy coś…)
- Dziękuję wam. Bardzo. – powiedziałam i znowu je przytuliłam.
Teraz znowu zwróciłam się w stronę chłopców. Xiumin stał na ich czele. W rękach trzymał małe czarne pudełeczko z czerwoną wstążką. Jego ciepły uśmiech sprawiał, że miałam ochotę się do niego przytulić i już nigdy więcej nie puścić.
- Alice, życzę ci wszystkiego najlepszego w dniu twoich urodzin. Przepraszam, jeśli dzisiaj poczułaś się zaniedbana, ale byliśmy zajęci przygotowaniami na wieczór. Mam nadzieję, że wszystkie twoje przyszłe smutki będą wywoływane właśnie takimi rzeczami, które dadzą ci później wiele radości. Chcę żebyś wiedziała jak bardzo cię wszyscy kochamy. Nie tylko ja, ale wszyscy. Jesteś dla nas jak członek rodziny, jak siostra. No może dla mnie kimś więcej… - na chwilę się zaczerwienił, ale po chwili wznowił swoją mowę. – Mamy nadzieję, że ty myślisz o nas tak samo. Szczęśliwych urodzin, Alice. Wszystkiego najlepszego. – powiedział i wręczył mi pudełeczko. Jeszcze gdy mówił zaczęłam płakać ze szczęścia, ale gdy otworzyłam prezent od niego (no i ogólnie od chłopców) rozkleiłam się na dobre.
Na beżowej poduszeczce spoczywała czarna bransoletka ze splecionych sznureczków, do których była przytwierdzona srebrna blaszka z czarnym napisem „WE ARE ONE”. To była prosta, ale zarazem piękna ozdoba. To były uczucia EXO.
Po raz dziesiąty tuliłam każdego z chłopców dziękując za wszystko. Xiumin założył mi bransoletkę i od tej pory prawie nigdy jej nie zdejmowałam z ręki.
Przyszedł czas na tort. D.O okazał się mistrzem wypieków i całe ciasto zostało zjedzone w niecałe piętnaście minut.
Potem już tylko bawiliśmy się, śmialiśmy i tańczyliśmy. Tą imprezę zapamiętam do końca życia. To był piękny wieczór, w którym dostałam coś więcej, niż prezenty. Dostałam miłość i akceptację. Przyjaźń. Zyskałam rodzinę.

~~*~~

Kobieta w białym kimono wpatrywała się w okno sporego domu przy lesie. Widziała w nim bawiących się NN. Szczególnie przyglądała się dziewczynie o długich ciemnych włosach z czerwonymi końcówkami. Uśmiechnęła się pod nosem. W leśnych zaroślach rozległ się cichy chichot.
- A więc… To ty jesteś Alice, tak? – powiedziała demonicznym głosem, nie przestając chichotać. – Miło mi cię poznać. Nazywam się Mamushi. Zanim zostaniesz moją koleżanką, muszę się więcej o tobie dowiedzieć. Powiedz mi, czego boisz się najbardziej? Co zada ci największy ból?

~~*~~